sobota, 22 marzec 2014
Wino w Casablance
Dla nikogo nie jest przyjemny syndrom następnego dnia po hucznej degustacji dnia poprzedniego. Rozpisywać się o tym ponad miarę nie ma potrzeby. Myśmy zwrócili na pewien aspekt tego zjawiska. Chodzi o nastrój zadumy, pewnego wycofania, metafizycznego zamyślenia powiązanego z wzrostem percepcji różnych detali, na które nie zwracamy uwagi podczas normalnego biegu rzeczywistości. Wiąże się to także z odczuwaniem dość sprzecznych wrażeń. Z jednej strony mamy do czynienia z potrzebą: łagodności, piękna, subtelności, spokoju, refleksji. Z drugiej jednak strony istnieje także potrzeba określenia się, zdecydowanej postawy wobec zjawisk i wydarzeń, pewna inklinacja do konkretności, jednoznaczności, a nawet zdecydowania i asertywności. Przez głowę przechodzą myśli o dokonywaniu wielkich czynów mających najczęściej nieco mgławicowy charakter. Trudno te dwa światy pogodzić, bo jak można pogodzić chęć spokoju i wielkich czynów? Dlatego człowiek następnego dnia jest rozdarty. Chce i nie chce; potrzebuje i niczego mu nie brak, a nawet ma przesyt; decyduje się i rezygnuje; zależy my i jest mu obojętne; skłania się do czegoś i wręcz odwrotnie. Krótko mówiąc: człowiek jest i go nie ma.
Taki czas jest jednak odpowiedni dla oglądania filmów, szczególnych filmów. Wszelkie kryteria wypełnia dość wyeksploatowany w kinie gatunek jakim jest melodramat. Komedie romantyczne bywają dobre, ale jednak zbyt banalizują ambiwalencję z jaką stykamy się następnego dnia. No jeszcze można zasiąść do Rzymskich wakacji i Śniadania u Tiffany’ego. Filmem, który spełnia wysokie wymagania widzów w stanie następnego dnia jest bez wątpienia Casablanca. Jest w nim wszystko czego oczekujemy owego następnego dnia. Nawet najbardziej wymagający mogą zaspokoić wszystkie deficyty. Oczywiście ten epokowy melodramat rozgrywa się w knajpie, ale i to ma konstruktywny wpływ na widza, ponieważ nieco relatywizuje wypadki z poprzedniego dnia, które były udziałem oglądającego. Już po paru drinkach rozlanych w filmie zaczynamy godzić się z tym co nas spotkało wczoraj, zdajemy sobie sprawę, że było to nieuchronne i nie mieliśmy szans wobec nieubłaganych, swoją koniecznością, sekwencji zdarzeń. Zaczynamy się nawet zastanawiać: co piją, i co powinni pić bohaterowie. To właśnie, co powinni pić, staje się bardzo ważne. Zauważamy od razu, że to co jest pite nie jest dobrze dobrane pod względem typów trunków. Zdecydowanie za mało piją wina, a kieliszkach mają jakieś bliżej niekreślone płyny.
To wykorzystał szwagier podczas zorganizowanej przez siebie degustacji, której motywem przewodnim stała się Casablanca. Szwagier postawił przed zebranymi ambitne zadanie. Należało dobrać właściwe wina do kluczowych scen filmu. Po raz pierwszy oglądaliśmy ten film degustując wino, po raz pierwszy nie następnego dnia, a w dzień degustacji i biesiady. Mieliśmy tremę, a do tego wszystkiego mieliśmy jeszcze dopasować wino do scen, gdzie podawano jakieś dziwne płynny, a nie wino. Dopasowanie wina do kluczowych scen filmu jest o wiele trudniejsze niż dopasowywanie wina do potraw, czy dość pretensjonalne i modne dopasowywanie wina do muzyki.
Rozpoczęliśmy projekcję. Szwagier robił przerwy, podczas których naradzaliśmy się, ba robiliśmy intensywną burzę mózgów (brain storming) na temat doboru właściwego wina.
Film zaczyna się, można powiedzieć, banalnie. Opowieść o wojnie, o migracjach ludzi i o tym jak trafili do francuskiej Casablanki, zarządzanej przez Vichy, miasta tranzytowego, gdzie uciekinierzy z okupowanej Europy czekają na przerzut do Ameryki. Treść filmu jest klasyczna, no bo mamy trójkąt: on-ona-on. On nie chce, ale może. Ona nie może, ale chce, a ten drugi wie i rozumie. Potem jest odwrotnie: on chce, ale nie może. Ona nie chce, ale może i on zgadza się i jest wdzięczny. Na końcu miłość pozornie przegrywa, ale liczy się przecież sprawa, ona wygrywa, a dzięki temu miłość staje się podglebiem wygranej sprawy i dlatego ostatecznie zwycięża, mimo, że pozornie przegrywa. Miłość romantyczna ustępuje tej z rozsądku. Mamy rozdarcie i dlatego ono koresponduje dobrze ze stanem „następnego dnia” i to jest nerw tej wzajemnej inklinacji, powiedzmy wprost: kaca i filmu Casablanca.
W melodramacie ważną rolę pełni knajpa American Cafe prowadzona przez samego Humphery Bogarta. Tam rozgrywa się większość trunkowych scen, czyli kluczowych dla nas degustatorów i swoistych (filmowych) somelierów. Tam też dzieje się większość kluczowych scen filmu. Pierwsza scena w knajpie pokazuje ludzi, którzy załatwiają swoje tranzytowe interesy w wojennym czasie. Piją przy tym sporo, ale co i z czego? Tutaj jest katastrofa. Goście piją koniak, nie widać ani jednej butelki wina. Ten koniak podawany jest w przezroczystych butelkach przypominających butelki po occie z czasów PRL. Ale to jeszcze nie wszystko; koniak pity jest z takich małych, stożkowych kieliszków, pierdolników, który bardziej nadaje się do odmierzania soli niż picia czegokolwiek. Tutaj zatrzymaliśmy projekcję i zastanowiliśmy się nad tym: jak tę scenę skorygować. Doszliśmy, mądrością zbiorową, do wniosku, że zebrani powinni pić białe wino, które nie powinno mocno absorbować, wszak załatwiane są interesy. Tutaj możliwości jest wiele: mógłby to być dobrze schłodzony muscadet z Doliny Loary, albo Chablis, bądź Pouilly Fume, najlepiej wszystkie podane marki; trzeba uwzględnić fakt, że akcja filmu rozgrywa się w Afryce. Kieliszkiem do tego wina właściwym będzie zamknięty kieliszek o pojemności 250 ml. Butelki podawane powinny być w tzw. coolerach wypełnionych obficie lodem.
Druga scena filmu, w której po raz pierwszy pojawia się zamówienie wina. Wchodzą oficerowie niemieccy w białych mundurach i chcą zamówić szampana, ale francuski kapitan, reprezentujący reżim Vichy, proponuje francuskie wino. Niestety ta scena jest zupełnie nieskończona, bo nie wiadomo, jak to się kończy, i jakie wino ostatecznie jest podane. Oby jednak nie koniak w butelce po occie! Tutaj także zatrzymaliśmy projekcję i zrobiliśmy naradę. Odpowiednim trunkiem wydawałby się jednak dobrze schłodzony cremant z Alzacji. Po pierwsze, cramant jest doskonały na afrykański upał, a po drugie hitlerowskie Niemcy zawsze miały pretensję do Alzacji i francuski oficer reżimu Vichy powinien polecić właśnie to wino, robione klasyczną metodą szampańską przecież, ale jednak ersatz szampana.
Trzecia scena ma odwołanie wprost do trunków. Niemiecki major pyta Bogarta o narodowość. On odpowiada: „pijak”. Scena wzruszająca ekshibicjonizmem Bogarta. Kto z nas odważyłby się na takie wyznanie? Łza zakręciła się w oku nawet szwagrowi. Teraz zgodnie stwierdziliśmy, że należy otworzyć szampana, ale niestety w filmie nie miało to miejsca. Szkoda. My zaproponowalibyśmy ciężkiego szampana opartego o pinot meunier i noir, takie wyznania powinny być uczczone pełnym szampanem.
Kolejna scena to pojawienie się pary: czeskiego bojownika z faszyzmem i pięknej Ingrid Bergman. Dywagując, można stwierdzić, że mało przekonują czescy bojownicy z faszyzmem z węgierskim nazwiskiem. Zdecydowanie lepiej wypadłby polski kurier z AK. Uroda Ingrid Bergman także jest nieco przereklamowana. Zdecydowanie lepiej w tej roli wypadłaby Rita Hayworth, ona posiadała pewną tajemniczość kobiety po przejściach, a Bergman jest nazbyt cnotliwa, czy jak powiadał Gąbrowicz: pensjonarska. Nie oczekiwaliśmy, że czeski działacz antywojenny zamówi egri bikaver, albo tokajskie, ale on w ogóle nie wie, co powinien zamówić; prosi bezradnie o radę. Ta nieporadność i dyskredytuje go i traci wiarygodność w naszych oczach. Występujący wcześniej francuski kapitan Vichy tym razem proponuje szampana. Domyślamy się, że to jedyna jego forma bojkotu niemieckich faszystów, że chciał im odmówić szampana proponując wino, być może nawet prostego cienkusza z Langwedocji (dla jasności są w Langwedocji także wina wspaniałe). No ale, co powinna się napić ta ostatecznie sympatyczna para? To postawiliśmy na naszym somelierskim warsztacie. Wino z Moraw (np. vetlinske zelene) odrzuciliśmy nie dlatego, że jest nie dobre, tylko zbyt mało kontrastuje i jest nazbyt schematyczne w tej scenie. Doszliśmy do wniosku, że właściwym byłaby butelka Puligny Montrachet premier cru w kieliszkach na wysokiej stopce o pojemności 350 ml. W filmie pojawia się jednak szampan pity w paskudnym, rozłożystym kieliszku z grubą nóżką z nacięciami. Takie kieliszki można było spotkać na wiejskich weselach w latach 80-tych, szczególnie w Karpatach zachodnich. No i jak oni trzymają te kieliszki?! No, a jakże, za czarę! Nie dość, że ogrzewają wino, to jeszcze zostawiają linie papilarne na szkle, które zakłócają połysk trunku. Zostawmy to jednak.
Jest noc i kolejna scena jest mocna. (No nie, takich scen nie było w tym filmie w ogóle…) Bogart pije whisky z wielkiej butli chyba 1,5 litrowej. Nie wygląda to estetycznie, chociaż to ma korespondować z frustracją Bogarta; myśmy się także sfrustrowali. Tutaj uznaliśmy, że powinien pić coś mocnego, ale jednak wino. Nasze wskazanie padło na wino z Cahors, oleisty malbec byłby chyba właściwy. Bogart w tej scenie rozpamiętuje swój romans w Paryżu, gdzie pił szampana z Bergman. Mamy sielankowe sceny z Paryża i szampan, no już pity w schludniejszych kieliszkach, szkoda, że nadal rozłożystych. Nie mamy nic przeciwko szampanowi, ale uważamy, że należy urozmaicić zakres win i widzieliśmy tutaj, że Bogart powinien poczęstować kochankę na przykład dobrym sauternem, a nie tylko szampan i szampan. To nieco schematyczne i banalne, że kochankowie mają pić tylko szampana. Jest też taka scena podczas tych miłosnych uniesień: Ingrid Bergman pije szampana w kieliszku rozłożystej czaszy i egzaltowana wywraca ten kieliszek, kamera robi zbliżenie kieliszka i widzimy kieliszek inny, do chardonnay o pojemności chyba 350 ml. No ale takie kiksy się zdarzają najlepszym i myśmy bodaj pierwsi zauważyli ten (pamiętamy jak król Jagiełło w Krzyżakach Forda miał zegarek na ręce). Rozumiemy, że nikt nie zauważył tego uchybienia, bo koncentrował się na dialektyce miłosnej, która królowała na ekranie. My winomani, nie tyle, że nie jesteśmy mało romantyczni, ale butelki i kieliszki widzimy dokładnie, nawet mimochodem. Wprawne oko winomana wyłapie nawet i rocznik i zawartość alkoholu na etykiecie. Szwagier po kolorze wina poznaje szczep, a nawet składniki kupażu.
Kolejna scena jest bardzo pięknie sfotografowana, rozgrywa się znowu w knajpie, w tej gdzie Bogart pije whisky, rozmawia z Bergman, ale już w innej konwencji, mocno pretensjonalnej. Dialog w sumie jest schematyczny w konwencji: ja cię kochałem, a ty mnie zdradziłaś. Wspaniale sfotografowane są twarze, światło z dołu, półcienie, obiektyw wychwytuje kontowe, butelka whisky na pierwszym planie, nieco zniekształcony kadr. Szwagier poinformował nas fachowo, że użyto obiektywu szerokokątnego ze skorygowaną dystorsją beczkowatą. Ewidentne wpływy Orsona Wellsa z Obywatela Kane. To chyba najlepsza plastycznie scena, wspaniale kadrowana. Tylko dlaczego bohaterem jest butelka whisky? A do tego jeszcze szklanki przypominające menzurki. Tutaj rozgorzała chyba najmocniejsza dyskusja odnośnie wyboru wina. Niby wcześniej Bogart powinien pić wino z Cahors, ale teraz chcieliśmy jednak w tych cudownych kadrach uwiecznić coś innego. Ostatecznie postanowiliśmy wstawić do tej sceny Chambolle Musigny village. Bez szaleństw, village wystarczy. Zapijanie się Bogarta i ostre wyrzuty wobec Bergman wykluczały premier i grand cru. Percepcja wina podczas takich awantur jest mocno osłabiona, a my nie będziemy promować marnowania wina. Ktoś nawet rzekł, aby zostawić tę scenę i niech Bogart pije tę jęczmieniową nalewkę.
Scena na drugi dzień po tej libacji jest już budująca. Bogart wchodzi do tureckiej kawiarni i właściciel proponuje mu alkohol, chyba znowu koniak. Bogart zachowuje się asertywnie i odmawia, że niby za wcześnie na alkohol. Kontroluje picie. To dobrze. Turek natomiast stawia wielką butlę na stole i pije sam z tego samego stożkowatego pierdolnika, z których pito koniak na początku filmu. Widać, że w całym mieście nie mają innych kieliszków, albo rekwizytor w filmie zawiódł. Turek przechylił kieliszek, a nas, jak to się mawia w Galicji, otrzepało. Znowu wspaniale sfotografowana butelka na stole… Orson Wells też tak dobrze fotografował butelki. Pamiętamy, że Kieślowski miał manierę fotografowania szklanek i łyżek do herbaty. Flaszki to jednak lepszy symbol i obiekt do fotografowania niż banalna łyżka do herbaty. No ale zostawmy to. Akcja filmu toczy się dalej.
W scenie, w której czeski antyfaszysta finalizuje swój tranzyt do USA przenosimy się znowu do knajpy Bogarta. Tym razem pije koniak, a teraz właśnie powinien zamówić szampana, skoro wszystko w zasadzie załatwił odnośnie wyjazdu. Proponowalibyśmy blanc de blancs w pięknym długim kieliszku typu flet o pojemności 250 ml o dostatecznie długiej nóżce, aby można go właśnie za nią trzymać. Ta scena zmienia się na dynamiczną, w której grupa oficerów niemieckich bawi się przygrywając sobie wojskowe marsze, piją podczas tej mało estetycznej sceny koniak z stożkowatych pierdolników. Tę scenę przebudowalibyśmy zupełnie. Powinni grać partitę J.S.Bacha i pić mozelskiego, dobrze schłodzonego rieslinga spatlese trocken, no i oczywiście zdjąć mundury; popieramy pacyfizm. Reżyserowi też ta scena ostatecznie nie spodobała się, bo zalecił czeskiemu działaczowi antywojennemu, pijącemu szampana, aby zaintonował Marsyliankę, która zagłuszy infantylny marsz. Scena ta kończy się miłosnymi zwierzeniami trójkąta. Pity jest szampan ale z zupełnie innych kieliszków. Już zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić i zaakceptować, ale tym razem mamy kieliszki w paski z rozłożystą czarą. One są koszmarne i postanowiliśmy także przebudować tę scenę. Przecież szampan nie nadaje się bardzo do zwierzeń. Tym razem zaproponowalibyśmy czerwonego, krwistego medoka z Saint Julian podanego w klasycznych kieliszkach o pojemności 790 ml. (Takie ma właśnie szwagier.) Po wypiciu tego wina zaproponowaliśmy rocznikowe porto. To dobry akord na koniec każdego spotkania, które kończy się konstruktywnie.
Ostatnia scena, o której dyskutowaliśmy, to scena na lotnisku. Odlatują Ingrid Bergman z czeskim konspiratorem o węgierskim nazwisku. Odlatują do USA kontynuować walkę z hitlerowskim reżimem, to też nie było dobrze przemyślane przez scenarzystę; USA nie było dobrym miejscem dla kontynuacji walki z Hitlerem. Francuski kapitan, ten sam, który wszystkim polecał wcześniej szampana, pozwala odlecieć samolotowi. Podczas tej sceny pije wodę mineralną z wielkiej butelki z napisem Vichy. Dziwaczne. Przyglądaliśmy się dokładnie, a butelki w tym filmie fotografują doskonale i była to woda mineralna, a mógłby choćby kapslowany muller turgau z Frankonii. To może i dobrze, że ten francuski kapitan reżimu Vichy pije wodę, bo naszym zdaniem nadużywał alkoholu, sam najczęściej pił mocny koniak, a innym proponował szampana. Na koniec tej sceny kapitan wyrzuca do kosza butelkę wody mineralnej Vichy, co ewidentnie oznacza, że przejdzie na stronę de Gaulla i wolnych Francuzów. Tak kończy się film. Nasze korekty zdecydowanie poprawiłyby ten film, no ale są to rozważania niestety teoretyczne. Zaprotokołowaliśmy je jednak, aby pozostał ślad z tej nietuzinkowej degustacji. Kino amerykańskie jednak zrobiło zdecydowany krok naprzód pod względem doboru wina i już film Bezdroża nie miał większych defektów. My podczas tego seansu degustacyjnego otwieraliśmy proponowane do poszczególnych scen tytuły. Uzbierało się tego trochę. Następnego dnia postanowiliśmy obejrzeć … Casablankę, ale to już z innych powodów, o których pisaliśmy na początku. Będziemy wtedy pić wyłącznie wodę mineralną Zubera.
[…] My otworzyliśmy wino z rocznika 1989, wyprodukowane dokładnie 200 lat po Rewolucji Francuskiej. Interesowało nas, czy znajdziemy w tym winie stygmat historii. Jeszcze tak wina nie piliśmy. Na ten pomysł wpadł szwagier, który już kilka razy wcześniej proponował hybrydowe pomysły na degustację, choćby te związane z winem i filmem, przykład: http://blog.design-due.com/wino-casablance/. […]
Uff, aże mnie otrzepało. Jeden z najlepszych wpisów o „Casablance”, com go w sieci napotkał. Pozdrawiam sącząc winiawkę. Koala
I truly love youг website.. Excellent cοlors &theme.
Did ƴou make this web site yourself? Pleasse reply bаck as
I’m trying to create my own sіte and want to leаrn where you ցot tɦіs from or just
what the theme is cɑlled. Appreciate it!