sobota, 2 styczeń 2016

Ulisses, malarstwo abstrakcyjne i wino #4

blog

Wyszliśmy z restauracji i znów byliśmy na sądeckim rynku. Padał śnieg. Pierwszy śnieg, trochę żółty, ponieważ z domieszką smogu. Powietrze stało się trochę czystsze. W tych okolicznościach przyrody, stymulowanych grzańcem, zapanowała niemal euforia. Kto się zna na logice biesiadowania, to wie, że każde takie wydarzenie ma chwilę centralną, która staje się zwrotną i nadaje bieg dalszym wydarzeniom. Ta chwila, tuż po wyjściu z ciepłej, ratuszowej piwnicy indukowała ważne następstwa.

Szwagier zaprosił wszystkich na degustację do siebie, do swojej piwniczki. Nie zaskoczył tym w zasadzie nikogo, kto go znał. Wszyscy z entuzjazmem przyjęliśmy tę propozycję. Zgodnie z tradycją okrążyliśmy ratusz trzykrotnie, potem odjechaliśmy kawalkadą wynajętych pojazdów. Jadąc, podziwialiśmy ulice miasta nocą. Nowy Sącz nocą bardziej przypominana Dublin niż za dnia. Jest 22.30. O tej porze Stefan Dedalus udaje się do szpitala z odwiedzinami. Mamy duży szpital w Nowym Sączu, duży i pozbawiony zupełnie koniecznych właściwości. My tam z własnej woli z pewnością nie pojedziemy, chociaż mijamy to miejsce. Dość ponure, w którym czas się zatrzymał i nie chce ruszyć. Tkwi gdzieś w marcu 1988, wczesną wiosną, z roztopami i błotem. Poczciwy i nieubłagany czas kotłuje, buksuje, nie może ruszyć z miejsca. Nie jest to czarodziejska góra. To dobre miejsce ze scenografią dla filmów z epoki. Lekarze nie przypominają tych z popularnego serialu, ale pielęgniarki owszem, są współczesne. Problem szpitali powiatowych jest pasjonujący, ale my chcieliśmy napić się już wina.

Jadąc rozmawialiśmy o sztuce, ściślej: o malarstwie. Padały nazwiska. Szwagier włączy się do dyskusji i wymienił kilka nazwisk krakowskich malarzy, wykładowców tamtejszej ASP. Tadeusz wygłosił pouczającą mowę o akademizmie, o jego okowach. Prawdziwa wolność twórcza powinna odnajdować swoje własne drogi. Poszerzanie możliwości aktu twórczego, wzbogaca sztukę jako całość. Przykładem takiego poszerzenia był impresjonizm, który przerwał skostnienie, chociaż ustawił się wspak akademizmowi. To w sumie pasjonująca sprawa, że to co jednocześnie uczy może stać się przekleństwem. Tak też się dzieje, jeżeli nadużywa się wina i zamiast je pić, delektować, chla się je bez umiaru.

Akademizm panuje nie tylko w malarstwie. Kwestie oceniania wina są także skażone tą akademicką predylekcją. My, pod przewodem szwagra, podążaliśmy w ocenianiu wina zawsze swoją własną drogą, czego przykładem są różne rodzaje sommelierstwa, jakie niejednokrotnie proponowaliśmy. Zestawialiśmy wino, ostatnio z grą w brydża, ale wcześniej z: filmami, wnętrzami piwniczek na wino, meblami, a nawet z nastojami biesiadników. Zestawianie konkretnego wina z obrazem abstrakcyjnym także jest stymulujące. Ocieraliśmy się o to prezentując kilka obrazów Ryszarda Miłka. Pisaliśmy o butelkach, jako ważnym obiekcie martwej natury dla malarzy abstrakcyjnych. Tadeusz zaprezentował nam obraz, który był świadectwem roli butelek dla malarstwa abstrakcyjnego. Nie mieliśmy wątpliwości, że są to butelki po winie.

7 butelek. Malarz dokonał tutaj oczywistego zabiegu upodmiotowienia flaszek. Butelki jak ludzie, stojący jak świadkowie jakiegoś wydarzenia. Kształt i kolor butelek wskazują, że reprezentowane jest szarsze spektrum zbiorowości. Tutaj także widzimy czerwoność, chodzi o dwie pierwsze butelki, ale i o zagadkowe tło w środkowej części obrazu. Abstrakcja i symbolizm. Ten obraz doskonale nadaje się do każdej piwniczki na wino, szczególnie dla tych, gdzie ważną rolę odgrywa solidaryzm degustatorów bez personalistycznego odchylenia.

Jechaliśmy ulicami Nowego Sącza, ciągle padał śnieg, droga się dłużyła. Zajechaliśmy wreszcie pod dom szwagra. Weszliśmy do jego piwniczki. To miejsce na wskroś magiczne. Flaszki, dymiony i tłusty kot spacerujący po piwniczce. Na ścianie wisiał obraz kardynała hiszpańskiej inkwizycji, namalowany przez krakowskiego malarza. Prezentowaliśmy ten obraz kilkakrotnie. Tadeusz zamyślił się patrząc na demoniczne spojrzenie purpurata. Coś powiedział na temat proporcji.

My czekaliśmy na wino. Zastanawialiśmy się co zaserwuje szwagier. Okazało się, że będziemy pili wino czerwone ze szczepu cabernet sauvignon wytworzone w Toskanii w roku 2003. 3 wina. Zagadkowa koncepcja. Czy ona ma coś wspólnego z malarstwem abstrakcyjnym? Szwagier milczał, ale wiedzieliśmy, że nie jest to przypadek, a jeżeli już przypadek, to mocno zdeterminowany wcześniejszymi wydarzeniami.

Tadeusz okazał kolejny obraz, także z butelkami. Jakże inny od poprzedniego…

Butelki, zielone butelki. Cały pluton butelek. Uznaliśmy zgodnie, że to pacyfistyczny manifest Tadeusza. W tym sensie głęboko humanistyczne przesłanie obrazu. Zielone butelki przypominające żołnierzy, ale i pociski. Właśnie butelka, która odwraca znaczenie, ze śmiercionośnego na biesiadny i ludzki wymiar jest strzelistą metaforą. Pękate, karykaturalne butelki są tyle śmieszne są, co oswojone. Nic się złego nie stanie. Wspaniałe studium zieleni dialoguje z czerwonością butelek poprzedniego obrazu, na którym jedna z butelek staje się zielona.

Szwagier rozlał do kielichów Pietradonice Casanova di Neri. Butelka miała kolor brązowy. Każdy szczegół może mieć znaczenie, zachowywaliśmy czujność. Nie będziemy pisać notatki degustacyjnej. Należy jednak stwierdzić, że wino było wspaniałe, wielokontekstowe, intensywne, długie. Szkoda, że nie można pić takich win codziennie. Ale czy codziennie można doświadczać w takiej dawce i formie malarstwa abstrakcyjnego? Tadeusz Zych nie pojawia się w Nowym Sączu na każde gwizdnięcie. Gdy przyjeżdża, to jest odświętnie. W takich okolicznościach otwieramy Pietradonice.

Ledwo ochłonęliśmy po lekturze obrazu z zielonymi butelkami i wspaniałym Pietradonice, to Tadeusz okazał kolejny obraz z butelkami.

Nie mieliśmy żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Ten obraz miał wyraźny marynistyczny kontekst. Wzburzone morze. Sztorm. Armada butelek na wzburzonym morzu. Należy odszyfrować znaczenie morza na tym obrazie. To pewien rodzaj oczyszczenia. Mogliśmy o to zapytać Tadeusza, co miał na myśli malując ten obraz. Uznaliśmy, że nie będziemy tego jednak robić. Sztuka ma wymiar intymny i wypytywanie autora o pobudki, zamiary jest nazbyt śmiałe, a i nawiązuje do ekshibicjonizmu. Tego nie chcieliśmy prowokować w szwagrowej piwniczce.

Wypiliśmy kolejne wino. Curtifreda od Castello di Palagio. Było inne od Pietradonice, ale równie intrygujące, skoncentrowane, taniczne, długie. Piliśmy w milczeniu jednocześnie zastanawiając się nad winem i naszymi interpretacjami obrazów Tadeusza. Może jednak o coś innego chodzi? Może chcemy na siłę określić znaczenie, wymyślić jakąś opowieść, narrację. Czy słuchając muzyki dopasowujemy opowieść? No owszem, jest Lot trzmiela, jest Sonata księżycowa.

Szwagier zawsze dba o podkład muzyczny i tym razem słuchaliśmy Milesa Davisa My funny Valantine z 1963. Doskonałe brzmienia, ale nie braliśmy się przecież za interpretacjęStella by Starlight. Po prostu słuchaliśmy. Może na obraz trzeba zwyczajnie patrzeć, kontemplować, doświadczać go, przeżywać a nie snuć opowieść. No nic, wolno nam interpretować, choćby głupio to wychodziło, w końcu jesteśmy leszczami.

W winie czuliśmy sadzę i borówki. No i co z tego? Chodzi o doświadczenie całościowe złożone z wielu elementów, które tworzy całość i niepowtarzane wrażenie. W wielu winach czujemy sadzę i borówki, ale na pewno nie smakuje jak to wino, Curtifreda. Może chcemy za bardzo zagadać, przegadać, nadinterpretować? Gadulstwo bywa niecnotą, jego istotą jest nadmiarowość, czyli zbyteczność.

Tadeusz wyświetlił nam kolejny obraz. Znowu butelki.

Plan miasta. No tutaj zdecydowanie wszyscy dostrzegli plan miasta. Ktoś nawet wskazał rynek w Nowym Sączu, główne ulice: Jagiellońską i Lwowską. Wskazaliśmy także ulicę, przy które aktualnie znajdowaliśmy się – Nawojowską. To ta ulica, która prowadzi z Nowego Sącza do Krynicy. Ta interpretacja obrazu nam przypadła do gustu, bo przecież nie inna, alternatywna, która mogłaby spodobać się członkom klubu AA. W Nowym Sączu statystyki spożycia alkoholu nie wykraczają poza średnią krajową. My i szwagier nieco nadużywamy wina, ale jest to normatywne nadużywanie, jak powiadają: pite z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach.

Otwarliśmy trzecią butelkę. Vigliano od Le Torri. Także CS. Toskańskie cabernety mają coś wspólnego ze sobą. Wysoka jakość je łączy na pewno, przynajmniej te trzy wina. Łączy także bardzo dobrze wkomponowana beczkowość. Na tę cechę zwrócił uwagę szwagier. Wygłosił zajmującą mowę o roli beczki w winie, a typach dębów, o smakach i aromatach determinowanych przez dąb francuski, amerykański, szypułkowy i bezszypułkowy. Opisał 12 aromatów beczkowych. Najbardziej rozwinął aromat, który przypomina lekarstwa. Wskazał nam ten aromat właśnie w Vigiliano. Okazało się, że ten aromat powstaje ze względu na gwajakol. Ów tajemniczy twór powstaje podczas procesu suszenia drewna, a również podczas nadawania kształtu klepkom, czyli podczas opalania beczek. Gwajakol doskonale łączy się z alkoholem. Aromat gwajakolu przypomina lekarstwa, jodynę. Ma także cechy przeciwutleniające. Fascynujące sprawy.

Szwagier przerwał swój wykład beczkach i zaprosił nas na zewnątrz, na prezentację beczek węgierskich z dębu szypułkowego o pojemności 500 litrów. Zakupił je w Egerze od producenta St.Andrea. Zobaczyliśmy kilka dumnych, majestatycznych beczek. Tadeusz zachwycił się szczególnie. Wyjął bez namysłu urządzenie fotografujące i zaczął sesję zdjęciową. Oto jej wynik:


Czarna dziura. Taki daliśmy tytuł temu zdjęciu. To przypomina galaktykę i czarną dziurę. Ta dziura, to otwór beczki. Zaczerwienienie wokół pochodzi… wiadomo od czego pochodzi. To zdjęcie jest skrótem myślowym kosmologicznej, czarnej dziury, której wszystko znika, czasoprzestrzeń, matematyczny horyzont zdarzeń wyznacza granicę bez powrotu. To zdjęcie ma wymiar katastroficzny, a wywiedzione jest z poczciwej beczki. Inspirację można odnaleźć wszędzie. To potrafią prawdziwi artyści.


Zakrzywienie czasoprzestrzeni. To zjawisko spowalnia upływ czasu. I tak na zewnętrznej powierzchni czarnej dziury zanika upływ czasu. W naszym przypadku tak się wydarzyło, ponieważ było już przed pierwszą w nocy. A dla nas biesiadników, w szwagrowej piwniczce, czas się zatrzymał, na pewno zwolnił. Niestety, krzepkie wina spożywane w większych ilościach powodują u pijących zakrzywianie się czasoprzestrzeni.


Orbita. Czas zatrzymuje się na szczegółach, a potem odjeżdża po elipsie. Ile tajemnic i odniesień może zawierać obręcz beczki węgierskiej typu botti?

Góra i dół. Oddzielone stalowym pasem. Rdza jest dobrym rzeźbiarzem, tworzy inspirujące płaskorzeźby.

Wspaniała, improwizowana sesja zdjęciowa. Wypiliśmy co mieliśmy wypić. Towarzystwo poczuło się zmęczone. Dużo wrażeń. Pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę.

Powieść Ulisses kończy się dziwnie, kakofonicznym wyznaniem Molly Bloom pełnym nimfomańskich sprośności. Nie będziemy tego cytować. Ulisses mógłby się skończyć inaczej. To zakończenie męczy, chyba że o to właśnie autorowi chodziło. Wszystko się kończy o drugiej w nocy. My także udajemy się spać. Tak zamkniemy ten dziwny dzień. Wszystko się zaczęło od … należy przejść do pierwszej części cyklu TUTAJ.

Czwarta część to już ostatnia część cyklu Ulisses, malarstwo abstrakcyjne i wino.

Na koniec publikujemy obraz i nie podajemy żadnych tytułów i interpretacji. To obraz Tadeusza Zycha, artysty z Krakowa.

 

 

DUE

Dodaj komentarz