sobota, 1 listopad 2014

Pisanie o winie… Cz.1.

blog1
Ludwig Wittgenstein napisał w ostatnim zdaniu swojego traktatu filozoficznego:

O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Napisał jeszcze w tym samy traktacie słynne:
Granice mego języka oznaczają granicę mego świata.

Wczytując się w te strzeliste sentencje można dojść do wniosku, że są sprzeczne. Po chwili jednak można wyprowadzić taką oto tezę, że są tacy, którzy swoim gadulstwem i nadużywaniem słów chcą właśnie poszerzyć granice swojego świata, a przecież powinni milczeć…

Pisanie o winie nie jest łatwe, bo czyha na piszącego wiele pułapek i pokus. Są nimi: używane słowa, konwencja, gramatyka, ortografia, typ emocjonalności. Postawa wobec tematu, to także ważna sprawa, a może najważniejsza.

Chyba nie ma lepszego uwypuklenia sprawy, owej postawy wobec tematu, jak to uczynił Leszek Kołakowski w swoim słynnym eseju Kapłan i Błazen. Jemu chodziło o grubą sprawę jaką jest: Byt, jego objaśnianie, idee, a także samo życie. W dziejach myśli i kultury przyjmowano najczęściej jedną z dwóch postaw: Kapłana, albo Błazna. Kapłan to strażnik wyższych racji, namiętnie wierzący w przyjętą, najczęściej zastaną, ideę, rzekomą prawdę. Błazen to relatywista. Pewne analogie można dostrzec, jeżeli chodzi o kwestie winiarskie.

Czy nie idziemy za grubo? Wittgenstein, Kołakowski … a my piszemy o pisaniu o winie? Może trochę przesadzimy, ale umiarkowane przerysowanie najczęściej dobrze naświetla problem. Cóż, brnijmy w to…

Błazen to osoba pytająca, poszukująca, kwestionująca stworzone systemy, prawdy, idee, świętości. Kapłan, to osoba gorąco trwająca w swoich przekonaniach, w której się wychowywała i je przyjęła; Błazen, to osoba starająca się zrozumieć, ale bez przyjmowania dogmatu. Jednego złośliwie można nazwać dogmatykiem, z klapami na oczach, a drugiego nihilistą, relatywistą, który nie potrafi uwierzyć i uszanować. Kapłan jest naburmuszony, czasami przyjmuje też pozę bufona. Tak często określa zwykły człowiek  eksperta winiarskiego, zwłaszcza jak ten użyje określenia terroir, a przecież to określenie paść musi, wcześniej czy później.


Błazen bywa pozerem, ale także dyletantem, który tego nie ukrywa, a nawet się tym obnosi. Kapłan jest nabożny, a Błazen wesołkowaty. Kapłan wygłasza homilię, a Błazen uprawia kalambury. Kapłan to maksymalista, Błazen uprawia minimalizm. Kapłan hołduje wielkim systemom, konstrukcjom; Błazen chce je podważać i obalać. Błazen podważa, a Kapłan kosi równo z ziemią. Kapłan to idealista, Błazen jest … postmodernistą, nomen omen, w płynnej rzeczywistości. Obaj piją wino.



W polskiej przestrzeni publicznej, zajmującej się pisaniem o winie, mamy zdecydowaną przewagę Kapłanów. Błaznów jest jak na lekarstwo. Pocieszeniem jest to, że jest ich coraz więcej. Nie opowiadamy się oficjalnie za żadną postawą, ale uważamy, że w przyrodzie dobra jest równowaga. W polskim ekosystemie winiarskich publicystów, tych zawodowych i amatorskich potrzebna jest równowaga, niech będzie taka, że jest pięciu na pięciu. Może to zabrzmi trochę marksistowsko, ale potrzebna jest dialektyka, bo z tezy i antytezy może powstać synteza, a ta będzie bliższa prawdy, ale wtedy pojawi się anty-prawda, co uruchomi kolejną pętlę, itd. Wracajmy jednak do tematyki wina…

Kapłan na oczątku musi dowieść, że się zna na temacie wina, a potem ogłaszać, powtarzać cudze i swoje prawdy. Te prawdy są na początku cudze, a potem stają się jego prawdami, czasami sam wytwarza prawdy. Kapłan tępi dyletanctwo, nieuctwo i wszelkie postawy kwestionujące to co on przyjął i głosi. Trzeba mówić i pisać bardzo mądrze, wychodzi to najczęściej apodyktycznie, bo ekspert musi być apodyktyczny. Kapłan wie co jest mądre i jest prawdą. Błazen nie wie. Tą swoją niewiedzą potwornie irytuje Kapłana. Nie dość, że nie wie, nie chce przyjąć, to jeszcze pisze, gada, sieje zgorszenie. Powinien milczeć, nie pisać, nie mówić.

Patos to część instrumentarium Kapłana, ale to taki szczególny rodzaj patosu. Muszą być konkrety, najlepiej podbudowane naukowo. Merytorycznie, konkretnie bez zbędnych dywagacji, bo te mogą być efekciarskie. Najczęściej tego rodzaju patosu używa Kapłan-ekspert, albo ten, który za eksperta się uważa. Inny rodzaj patosu, jaki można spotkać, to emfaza, egzaltacja, taka neoficka gorliwość, ale i poetyckość. Tak pisze i mówi pewien typ kapłanów, takich świeżo ukąszonych przez świat wina. Pisanie z pasją, a ta w ogóle to „pasja” jest słowem kluczem. Mamy wtedy do czynienia z Kapłanem-amatorem. Ten ostatni nie ukrywa pasji, ale Kapłan-ekspert staranie ją ukrywa, chce być beznamiętny, a przez to merytoryczny, ale ta pozorna beznamiętność jest w istocie … namiętna. Każdy Kapłan jest namiętny.

Błazen mógłby zadać takie oto pytanie, postawić następującą hipotezę: czy wino nie jest tylko sfermentowanym sokiem z winogron, który służy do poprawiania nastroju pijącym?

Tak, takie pytanie mógłby zadać Błazen. To pytanie byłoby, jak płachta na byka dla wszelakich kapłanów wina. Albo kolejna hipoteza Błazna: wino jest zbyt ulotne i nie można się na nim znać. Rozsierdzi to Kapłana, bo przecież on się zna. Kapłan twierdzi, że z winem: tak było, tak jest, tak będzie. Błazen zadaje pytanie: czy tak naprawdę było, czy tak jest, i czy tak w istocie będzie? Błazen jest gotów przewrotnie powiedzieć, że rozmowy o winie często bywają snobistyczne. Z pewnością Kapłan weźmie do siebie takie stwierdzenie i będzie chciał dowieść, że tak nie jest. Błazen się asekuruje, jest to postawa trochę tchórzliwa. Kapłan nie ma wątpliwości, on wie, że Błazen to dyletant i właśnie dlatego się asekuruje.

Jest zabawnie, gdy podczas degustacji wina na jednej sali znajdzie się Kapłan i Błazen. Odnajdą się na pewno. Potem zewrą się w boju. Będą walczyć, jak dobro ze złem, tylko nie wiadomo, co jest jednym, a co drugim. Odnajdą się bardzo łatwo. Jeden będzie miał czarny, a drugi biały kapelusz. Będzie też tak, że Błazen usłyszy Kapłana i postanowi mu zaprzeczyć, albo ten drugi usłyszy relatywizowanie i postanowi powiedzieć jak jest.

Jak napisaliśmy wcześniej, w polskiej przestrzeni winiarskiej jest zdecydowana przewaga kapłanów i to nie tylko dotyczy tych, którzy piszą o winie. Bycie Kapłanem, to nawet taka polska predylekcja, polska specjalność. Przecież to w Polsce jest cała masa nabożnych ekspertów znających się na: ekonomii, polityce, piłce nożnej, katastrofach lotniczych, medycynie. Na każdych imieninach pojawia się, czy to wujek, czy to szwagier, który ogłosi, że on wie, wie jak jest.

Unikanie postaw skrajnych jest zazwyczaj dobre. Poszukiwanie złotego środka to zajęcie pożądane. Ale czy można być połowicznym Kapłanem i połowicznym Błaznem? Takim Kapłanobłaznem. Nie jest to jednak możliwe, jest się albo jednym, albo drugim. Na pocieszenie napiszemy, że bycie, zarówno Kapłanem, jak i Błaznem jest skalowalne. Przyjmijmy skalę rangową 1-10. Można być Kapłanem rangowanym na 1 i na 10. Ale zawsze się jest Kapłanem – Kapłanem wina. Wyobraźmy sobie teraz Kapłana z rangą 10…

Szwagier jest Kapłanem z rangą 5. Wiemy co to znaczy. Czasami jest w przyklęku, czasami na baczność, ale rzadko na spocznij. Na początku degustacji jego kapłaństwo wzmaga się, a na końcu degustacji słabnie. Można to wyjaśniać kojącym wpływem alkoholu na ośrodkowy układ nerwowy. Stany wzmożonego kapłaństwa wspaniałomyślnie tolerujemy, szczególnie, że szwagier nigdy nie przychodzi z pustymi rękami na degustację, a jak organizuje taką w swojej piwniczce, to stoi ona otworem i dobre wino leje się strumieniem. Wtedy wszystko można przetrzymać.

A my, jak my do tego wszystkiego podchodzimy? Lubimy wino. A lubimy też robić sobie…

Kolejny odcinek będzie dotyczył ciekawych słów używanych do opisywania wina. Wynotowaliśmy takie…

P.S.

Nam wydaje się, że optymalną postawą jest bycie Błaznem z rangą 3…

DUE

Dodaj komentarz