niedziela, 2 kwiecień 2017

Tak, mieliśmy już wiele maili w tej sprawie. Pytano: czy to nie jest zdjęcie szwagra, czy może Don Alberto? Piszemy centralnie, to nie jest zdjęcie żadnego z nich. Może się komuś wydawać to perwersyjne, aby wieszać na blogu poświęconym sztuce i winu retuszowane zdjęcia podstarzałych mężczyzn. Ale to jest zdjęcie Manuela de Falla. Ze sztuką de Falla miał wiele wspólnego, to należy mocno pokreślić. Ale trzeba także obiektywnie przyznać, że ładny ten de Falla. Spogląda na nas z wyrozumiałością. Piękne usta, rozległe uszy, gęste brwi sugerujące mądrość, no i przystojny nos, a łysina także może być ujmująca. Krótko mówiąc: wzruszająca twarz.
Dlaczego zaczynamy tak nie a propos? W tytule piszmy o czterech butelkach, a tutaj zdjęcie wybitnego hiszpańskiego kompozytora. Otóż, wydaje nam się, że nie sposób zrozumieć, przeżyć dogłębnie czterech butelek wina z Ribera del Duero bez równoczesnego słuchania muzyki Manuela de Falla. Chodzi nam oczywiście o 4 butelki, które piliśmy ostatnio podczas degustacji u szwagra. Słuchaliśmy tego utworu obsesyjnie. Często go słuchamy pijąc wino hiszpańskie.
Niech wszyscy, przed dalszą lekturą tego tekstu, posłuchają często przywoływanego przez nas utworu El Amor Brujo Manulea de Falla. Oto stosowny link:
https://www.youtube.com/watch?v=Hccbsk7W3Lw
Solistką, jak wszyscy zauważyli, jest Lola Vega. Nie trzeba jej specjalnie przedstawiać, bo z pewnością wszyscy czytający ją znają. Jej zaśpiew koncentruje, jak nam się zdaje, istotę flamenco w wersji oświeconej przez de Falla. Ten kto zrozumie flamenco może zrozumieć sens krwistego Tempranillo z Ribera del Duero, w wersji crianza. Dlaczego flamenco jest odpowiednikiem klasy crianza, a nie reserva? Może to się wydać prowokacyjne, ale jednak klasę reserva rezerwujemy dla śpiewu Jessey Norman wykonującą wagnerowską partie Kundry.
Crianzas to zajmujące wino, są tacy, którzy je wynoszą ponad reservas. W crianzas obcujemy z czymś, co możemy nazwać ludzkim wymiarem, nie boskim, a właśnie ludzkim, dlatego mogą one przypadać do gustu ludziom czynu; mniej poetom, bardziej inżynierom. Ludziom, którzy preferują czuć bezpośredniość materii, z którą obcują. Crianzas będą smakowały także kobietom, bo one są predysponowane do lepszego czucia rzeczywistości, jej materialnej rozciągłości. Reservas polubią ci, którzy rozumieją doświadczanie i tajemnice czasu, trwania.
No trochę dziwacznie wyszło; crianzas mają smakować inżynierom i kobietom, reservas zaś poetom. Napisaliśmy to już i nie będziemy wykreślać.
Flamenco jest także: rzeczywiste, bezpośrednie, ludzkie, krwiste i poetycko przyziemne. Śpiew, który zamienia się w krzyk, a w sumie jest jakąś śpiewną proklamacją, dialogicznym monologiem. No i to magnetyczne decrescendo. Szwagier odnalazł w tej intonacji element góralski, podhalański, gdzie akcent stawia się na pierwszą sylabę. W flamenco często na początku frazy jest krzyk, a na końcu wydech przechodzący w pauzę.
Odnajdujemy we flamenco desygnat crianzas. W tych winach akcenty padają zawsze na początek, zarówno w aromacie, jak i w smaku. Otrzymujemy istotę sprawy bez zbędnej zwłoki. To czyni crianzas przystępnymi, chociaż nie banalnymi. Jeżeli reservas wymagają cierpliwości, to crianzas refleksu. Ale tylko pozornie wydaje się, że cierpliwość nie ma nic wspólnego z refleksem. Otóż ma! Wystarczy pić na przemian crianzas i reservas. Ich mianownikiem jest spełnienie, nastawienie na cel. Wszystko staje się jasne.
Na stole stanęły 4 dumne flaszki:
Emilio Moro 2013 odpowiednik crianza,
Lopez Cristobal crianza 2011,
12 Linejas crianza 2011, Bodegas Gormaz;
Catania crianza 2011, Bodegas Gormaz.
Wszyscy orientowali się na dwie butelki, tę Moro i tę od Cristobal. To tutaj miała rozegrać się główna konkurencja. Wyroby dwóch wspaniałych winnic. Czy pozostałe tytuły będą tylko tłem? Różne figle się wydarzały na degustacjach u szwagra. On sam milczał, nie wdawał się w spekulacje. Czyżby znał wynik?
Onegdaj szwagier prowadził ożywione dyskusje z Don Alberto na temat crianzas z Ribera, filozofii przetwarzania soku z gron tempranillo we wspaniały trunek. Podobno tajemniczy Don Alberto jest admiratorem crianzas, oczywiście w wybranych sytuacjach degustacyjnych. Innego wina oczekujemy przecież w gorący, sobotni wieczór, a innego podczas spaceru ulicami Sewilli wczesną wiosną, a jeszcze innego podczas antraktu baletu El Amor Brujo w Teatro Real w Madrycie.
Wszystko to jakieś skomplikowane. My, z brzytwą Ockhama w ręku, upraszczamy wszystko ponad miarę. To wygodne upraszczać, jak nie czuje się niuansu, ulotnego szczegółu, wyrafinowanego detalu w winie. No cóż, musimy z tym żyć i jakoś sobie radzić.
W kieliszkach zobaczyliśmy wspaniałą barwę wina. Podobną do sukienki tancerki baletu El Amor Brujo de Falla. No może wino miało trochę ciemniejszą czerwień, jednakże z tej samej rodziny czerwieni zaangażowanej, tej czerwieni która ma tętno krwi.

Należy się mocno wkręcić emocjonalnie przy wykonywaniu partii El Amor Brujo. Czyż nie jest to wspaniała, posągowa figura, w którą zastygła para na zdjęciu poniżej? Taka hiszpańska właśnie; pełna rozdartej, manifestującej namiętności. Jest jeszcze typ namiętności skoncentrowanej, ale ona ma germańską proweniencję. Wyróżniamy także rodzaj namiętności heroicznej, ale to już słowiańska inklinacja, w tym polska. Nie brnijmy w to jednak.
Inna sprawa, że hiszpańskie tancerki mają kręgosłupy z gumy, albo zamiast kręgosłupów posiadają strunę o elastyczności łodygi winorośli, zapewne tempranillo.
Zaczęliśmy badać aromaty czterech win. Jeden zdecydowanie odstawał, był inny. Czuliśmy w nim kamień, a ściślej zgaszone wapno dodawane do zaprawy murarskiej. Krótko: czuliśmy beton i owoc wiśni. Drugie wino serwowało w aromacie lekką beczkę i owoce leśne, z kontekstami przypraw i ziół. Trzecie objawiło potęgę aromatu w postaci skoncentrowanego owocu, z dodatkiem ziół. Czwarte, to już owoc i jakieś echa dymu z ogniska, czereśni, a nawet miodu.
Która crianza jest od Moro, a która od Cristobala? Zauważyliśmy dyskretny uśmieszek na szwagrowej twarzy i już wiedzieliśmy, że jest jakichś hak w tej degustacji, że będzie jakaś kolejna lekcja…
Skosztowaliśmy wszystkich win. To były bardzo dobre crianzas. Przy czym jedno było zdecydowanie lepsze od pozostałych. Wyjątkowa koncentracja, intensywność, wspaniały owoc, no i długość. Bukiet dość złożony z motywami przypraw i suszonych ziół. Warto też podkreślić doznanie soczystej krwistości. To wino było jak … kolor sukienki tej tancerki ze zdjęcia. Ba, to wino było jak cała tancerka! Teraz wiedzieliśmy, dlaczego szwagier okazał nam to zdjęcie. Ech…
Nie będziemy trzymać w napięciu czytelników. Wino, które zrobiło na nas tak wielkie wrażenie tego wieczoru wyprodukowano w Bodegas Lopez Cristobal. To wino wstrząsnęło wszystkimi zebranymi. Ktoś nawet zaproponował, aby napisać list do producenta i podziękować mu za to wino w imieniu wszystkich pijących to wino na ziemi. Owszem była w tym emfaza, nadwyżkowość, ale to wino tak elektryzuje, determinuje do nietuzinkowych przedsięwzięć. Tę crianza należy zestawiać z reservas. To najlepsza crianza jaką piliśmy w naszym, już nie krótkim, życiu.
Najbardziej zbliżonym winem do Cristobal okazała się Catania, podobny bukiet, długie, niezły finisz. Czuliśmy także wyraźniej wanilię i kwasowość. Ta kwasowość była wyczuwalna i inteligentnie dynamizowała dość tęgie wino. Czuliśmy przyjazną dżemowość, ale ten dżem był zrobiony z leśnych owoców, z figlarnym niuansem borówki i czarnego bzu. Trzeba przyznać, że ta Catania zaskoczyła, to bardzo udatne wino w tej cenie, może nawet zwycięzca w kryterium cena-jakość. Chociaż ta crianza Cristobal…
Wielce interesującym winem okazała cię crianza Linejas. Lubimy czuć czereśnie w winie, jeżeli dodatkowo wino jest zbalansowane, gęste, posiadające niezłą długość. Co nas zaskoczyło w tym winie, to … miodowość. Ktoś nawet porównał je do tokaju. Ale znowu czuliśmy dżemowość, podobnie jak w Catania, ale tym razem dżem zrobiony został z ogrodowych owoców. Czuło się to wino, bo podobnie do Catani było solidnie zbudowane, jak mawiają, wino z ciałem. Zresztą, Catania i Linejas wykonał ten sam producent i stąd podobieństwa. Dodać należy, że Catania jest tańsza.
Winem, które okazało się zupełnie inne to wyrób od Moro. Na tym polegało zaskoczenie. Owszem, wino było niezłe, intensywne, ale lżejsze niż pozostałe, to się od razu narzucało. Owszem wiśniowa kamienność była ciekawa, ale brak mu było intensywności crianza Cristobala, chociaż bezsprzecznie czuliśmy ukłucie intensywnej koncentracji owocu. Ktoś powiedział, że tak smakuje hiszpańska moderna. Może.
O winie Moro dyskutowaliśmy długo, pojawili się też obrońcy tego podejścia, ale zostali zakrzyczani przez zwolenników Cristobal. Oni zarzucali crianza Moro monotematyczność. To krzywdzące, ponieważ mniej okazały bukiet aromatyczno-smakowy był intencjonalną koncepcją tego wina. Nam się wydaje, że to wino mogło powstać tuż po długiej wizycie winiarza z wytwórni Moro w Burgundii. Coś burgundzkiego było w tym winie. Lekkość owocu pinot noir i jednoczesna owocowa intensywność. Tempranillo udające pinota. Takimi wynurzeniami epatowała pewna grupa degustatorów. Szwagier milczał, więc coś mogło być na rzeczy.
Po burzliwych naradach jedno było pewne: zwycięstwo Lopez Cristobal. Po serii głosowań, drugim winem okazało się Catania, tuż za nim 12 Linejas. Ostatnie miejsce zajęło Emilio Moro. Cześć osób zgłosiła votum separatum, ktoś głośno protestował i domagał się drugiego miejsca dla wina Moro. Hiszpańska moderna nie zjednała sobie dużego grona zwolenników, chociaż ci którzy przeszli na stronę moderny wykazują charakterystyczną żarliwość neofitów.
Nowe budzi obawy. Nowe budzi nadzieję. Nowe budzi kontrowersję. Najczęściej jednak kończy się na syntezie jakości. Ale nie wgłębiajmy się w ontologiczne kwestie. Wszak wino jest bytem.
Degustowane wina można zakupić w znanym wszystkim sklepie www.viniteranio.pl. Cristobal kosztuje 65 zł, Catania 39 zł, 12 Linejas 59 zł. Te ceny, jak na standardy w Polsce, są rewelacyjne. W takich cenach można kupić to wino u producenta, w sklepie firmowym. Emilio Moro można zakupić np. w niemieckim sklepie z Bremy www.guteweine.de za 17 euro. W Polsce ktoś jest sprzedaje, ale drogo, ponad 100 zł.
Jakie wnioski końcowe należy postawić? Pierwszy, że crianzas z Ribera mogą zachwycić. Drugi, że nic nie jest z góry rozstrzygnięte i faworyci mogą przegrać. Trzeci, że warto słuchać Manuela de Falla pijąc crianzas z Ribera. Czwarty, że flamenco to odpowiednik crianza z Ribera. Piąty, że niektórzy winiarze inspirują się tancerkami flamenco. Szósty, że crianzas posiadają płeć. Siódmy, że crianzas z Ribera smakują szczególnie wczesną wiosną. 7 rzeczy o crianzas z Ribera del Duero.
Komentarzy: 6
sobota, 18 marzec 2017

Tym razem zaprezentujemy kolejną wytwórnie wina z Rioja – legendarną Lopez de Heredia. Nie mieliśmy okazji napić się wina od tego wytwórcy. Budynki prezentuje się wspaniale nocą. Ale uwagę przykuwa to dziwne wnętrze. Przypomina butelkę, wybrzuszoną z jednej strony. Co to może być? Może jest to sala degustacyjna? Zajrzyjmy do środka.

Nadal nie wszystko się wyjaśniło. Widzimy białe, plastikowe krzesła. A także coś co przypomina łóżka. Widzimy jakieś dziwne półki. W głębi coś jakby sklep, kiosk; on mocno kontrastuje, to zupełnie inna stylistyka. Czyżby te łóżka przeznaczone są dla zmęczonych degustatorów? Chyba, że tutaj degustuje się leżąc? Doszliśmy do wniosku, że ta część budynku ma intencjonalnie taki kształt i wystrój. Chodzi o to, aby zadziwić, sprowokować odwiedzających. To z pewnością najdziwniejsza sala degustacyjna jaką widzieliśmy. W kiosku można kupić sobie kilka butelek wina, można je wypić, a potem się przespać na wybranym łóżku.
Jeszcze jedno zdjęcie budynku z salą degustacyjną. Widzimy dziwną bryłę, dziwny dach. Obok tradycyjny budynek. Moderna i tradycja. Symetrycznie rozłożone lampki w podłożu są dobrym pomysłem, nieźle prezentują się w nocy.

Poniżej klasyczna zabudowa wytwórni rodem z XIX wieku.

Tutaj zastanawia oszklona część wysokiego budynku z napisem VINOS. W sumie to nie wiadomo dlaczego ktoś postanowił umieścić taki napis i to 4-krotnie. Może to miejsce widokowe, zadaszony taras? A może tam degustuje się wino?
Zajrzyjmy do środka. Tak, jest tradycyjnie, gigantyczne beczki, rusztowania. Czuć historię.

Poniżej magazyn z winem i stołem degustacyjnym.

Pajęczyny są elementem wystroju. Na środku stołu stoją puste butelki i coś jakby rzeźba.
Może kiedyś skosztujemy coś od tego producenta, podobno należy do starej szkoły.
Brak komentarzy - napisz pierwszy
niedziela, 12 marzec 2017

Piękne, futurystyczne zdjęcie. Jakby retuszowane, albo będące kadrem z filmu fantastycznego, kolejnej odysei kosmicznej. Pierwszy plan obrazu mógłby być otuliną rafy koralowej, ponieważ prezentuje się jak obraz podwodny. W centralnym miejscu widzimy dziwny budynek, posiadający zjawiskowy dach w postaci luster, pofałdowanych blach. Tylko w oddali widzimy klasyczną zabudowę; możemy rozpoznać elementy architektury hiszpańskiej.
Zdjęcia wykonane o zmierzchu mają swoją szczególną urodę. Często prezentujemy obiekty architektury w takim iluminacyjnym anturażu, kiedy to gasnące światło dnia miesza się z światłem lamp. Pojawia się wówczas efekt onirycznej ostrości, która podkreśla kształty obiektów. Zwłaszcza obiektów z takim dachem…
Tak, to budynek luksusowego, 6-gwazdkowego hotelu, którego właścicielem jest winnica Marques de Riscal – ikona hiszpańskiego winiarstwa. Obiekt jest umiejscowiony w regionie winiarskim Rioja. Ostatnio sporo pisaliśmy o hiszpańskim winiarstwie i jego czołowym regionie, jakim jest właśnie Rioja. Od dawna nosiliśmy się z zamiarem zaprezentowania tego szczególnego projektu.
Przyjrzyjmy się bliżej bryle budynku…

Światło dzienne urealnia budynek. Architekt wykazał sporo inwencji. Jest kilka zaskakujących rozwiązań. Najbardziej narzuca się pofałdowany dach. To on jest wizytówką obiektu. On jest widoczny z daleka, to on ma zostać zapamiętany przez hotelowych gości.

Budynek stoi na betonowych filarach, które są rozłożone niesymetrycznie, ponieważ asymetria jest zasadniczym motywem architektury budynku. Wszystko jest asymetryczne, oczywiście najbardziej dach budynku, ale także cała bryła, układ i geometria okien. Na zdjęciu poniżej dokładnie widać ową asymetrię. Mamy nieodparte wrażenie, że jest to pomnik architektury awangardowej, poszukującej. Architekt epatuje zniekształceniami. Przychodzi na myśl, że jest to budynek po … nalocie bombowym.

Budynek hotelu z bliska, w całej okazałości prezentuje się wspaniale. W tle widać fragmenty winnicy. Hotel oferuje 43 pokoje, winebar i restaurację. Podobno można tam skosztować nie tylko win hiszpańskich, ale najlepszych win świata.
Zajrzyjmy do wnętrza…

To jest korytarz hotelowy. Stalowe konstrukcje i lustra nadają wnętrzom modernistyczny wymiar z widocznym wpływem konstruktywizmu. Poniżej prawdopodobnie wnętrze winebaru.

Nie jest to restauracja, bo jej widok jest poniżej.

Jest wytwornie, a nawet onieśmielająco. Aż strach trzymać kieliszek z czerwonym winem; czerwona plama na obrusie będzie krzykliwie widoczna. My preferujemy jednak wnętrza takie jak poniżej.

Widok butelek z winem i wspaniałej panoramy miasteczka przez asymetryczne okno działa zachęcająco. Zmienilibyśmy tylko białe obrusy na kremowe, a nawet grafitowe. Wtedy można degustować nawet do rana. Po takiej degustacji można udać się na basen. Na czerwonej ściany zawieszono ramiona 100-letnich krzewów. Inspirujące.

Po kąpieli można leżakować i wpatrywać się w widok okolicznych winnic i miasteczka Elciego. Można także poddać się zabiegom pielęgnacyjnym opartym o grona, zwanych winoterapią. Można jednak mieć obiekcje do takich zabiegów, ponieważ lepiej chyba zrobić dobre wino z tych gron i nie marnować je na maseczki i kąpiele. Ale może takie podejście jest tyle pragmatyczne co małostkowe?
Zastanawiamy się nad rodzajem czerwieni, tej w basenie, ale też w innych elementach wnętrz. Doszliśmy do wniosku, że jest to kolor młodego Tempranillo, tuż po maceracji. Dlaczego zdecydowano się na taki właśnie kolor? Niechybnie, ma to nastroić gości hotelowych do … dłuższego pobytu.
Budynek zaprojektowała znana pracownia architektoniczna Frank O. Gehry.
1 Komentarz
niedziela, 5 marzec 2017

Myślimy o winie z Rioja. Decydujemy się na wino z Rioja. Otwieramy wino z Rioja. Pijemy wino z Rioja. Degustujemy wino z Rioja. Oceniamy wino z Rioja. Zachwycamy się winem z Rioja. Kolejny raz. W ostatnim okresie otworzyliśmy kilka bardzo dobrych butelek z Rioja. Nadrabiamy zaległości. Dzieje się tak dzięki szwagrowi i Don Alberto. To oni rzucili wyzwanie. Na początku zachowywaliśmy pewien dystans, który powoli zamieniał się w zaskoczenie, a ostatecznie w umiarkowany zachwyt. Istnieje taki stan ducha. Wszak nie należy poddawać się zupełnie namiętności. Neofityzm wypacza doznania, jak każda skrajna emocja.
Otworzyliśmy 3 flaszki. Decydował szwagier. Don Alberto był prawdopodobnie jego cichym doradcą. Przybyliśmy na degustację i wiedzieliśmy, że będziemy kosztować wino z Rioja. Szwagier oznajmił, że pośród tych trzech butelek będzie jeden szczególny 200 Monges Seleccion Especial wyprodukowany w 2005 przez Bodega Vinicola Real. To pomnikowa reserva.
Mieliśmy degustować, jak zwykle, w półciemno. Trzy sesje, dwie półciemne i ostania jasna i forum dyskusyjne. Przy półciemnych próbach jest rotacja kieliszków, odgadywanie pozycji, ocena wina. Zawsze temu wszystkiemu towarzyszy pewien stres. Szwagier, jako mistrz ceremonii, nie jest zbyt przyjazny. On wymaga koncentracji, pietyzmu, no i formy degustacyjnej. Kto nie odgaduje zmienionych pozycji kieliszków – pomiędzy sesjami – naraża się na ostracyzm; jego oceny wina w zasadzie się nie liczą.
Szwagrowe degustacje mają coś wspólnego z klasówkami z młodości, egzaminami semestralnymi ze studiów. Gęsie skórka i zimny pot po plecach, to częste uczucia. Ale to wszystko wynagradza zawsze aromat i smak wina. Można się zblamować, ale przy okazji użyć.
Wiedzieliśmy, że w degustacji weźmie udział osławione 200 Monges, więc wskazanie tego wina nie powinno być trudne. Po prostu, wykosi inne wina. Gdyby tak było, że szwagier postawi na stół 200 Monges i dwie, choćby najlepsze, butelki zakupione w dyskontach, to wszystko byłoby łatwe. Wskazujemy 200 Monges, resztę możemy pomylić. Szwagier niczego nie ułatwia; dołożył do 200 Monges dwa wspaniałe tytuły:
Reserva Carravalseca reserva 2003, Bodegas Primicia,

Portalon 2009, Bodegas San Martin de Abalos.

To istotnie skomplikowało sprawę, ale paradoksalnie także ułatwiło. Ten kto nie wskaże dwukrotnie kieliszka z 200 Monges będzie jakoś usprawiedliwiony. W końcu pomyli 200 Monges ze znanymi realizacjami. Szwagier często pokazywał nam butelkę Carravalseca Primicia, zapowiadał, że ją kiedyś otworzymy, jak przyjdzie czas. Została otwarta wraz z 200 Monges. Portalon także nie pojawił się przypadkowo. Tę butelkę szwagier posiadł przy udziale Don Alberto. Ale domyślaliśmy się, że 200 Monges miała podobną proweniencję.
Degustację rozpoczęliśmy klasycznie, od badania aromatów. W pierwszym kieliszku czuliśmy coś zielonego i kwiatowego, ale także wanilię. Czerwone owoce także wyczuliśmy, szczególnie porzeczkę. Ta kwiatowość mogła być tropem kupażu, jakim był Portalon, zawierał 15% Viura. Ciekawy aromat, ale prawdziwie zaskoczył nas bukiet wina z drugiego kieliszka. Zupełnie inny, żywszy z wyraźnym kontekstem siana i słomy, a także lekkiej skóry. Z owoców rozpoznaliśmy czereśnie. Gdzieś w tle majaczył zapach lekkiej lukrecji. Ktoś nawet rzucił, że wyczuwa mleko. Ten kontekst skóry wskazywałby, że jest to najstarsze wino, czyli Carravalseca. Dedukcja to znaczna umiejętność degustatorów, ale może także srogo zawieść.
Jednak prawdziwe zaskoczeni byliśmy aromatem trzeciego wina. Uderzyła nas koncentracja aromatu wskazująca, że będzie to wino ciężkie, złożone. Jednak ten aromat nie był taki wyraźny jak w poprzednim winie, był niby wyraźny, ale jakby elegancko wycofany, wyrafinowany, dyskretny. To są niby sprzeczności, bo jakże może aromat być równocześnie wyraźny i wycofany, a przy tym skoncentrowany i dyskretny? Tak czuliśmy i to nas właśnie zafascynowało.
Dyskrecja aromatu, to niewątpliwa jego zaleta. Nie może być tak, że po otworzeniu wina, nalaniu do kieliszków czujemy w całym pomieszczeniu wyraźny aromat. Taka rozrzutność jest podejrzana i w istocie trywializuje wino. To się zdarza, gdy otworzymy tani, nowoświatowy merlot, który został przygotowany w laboratorium do takich występów.
To trzecie wino oferowało prawdziwą plątaninę aromatyczną tworzącą monumentalny bukiet. Warto wspomnieć o: wiśniowej ziemistości, smolistości z nutą sadzy, leśnych jagód i ciemnej śliwki, wanilii i cynamonie. Pewnie można się doszukać także innych kontekstów, bo to prawdziwie złożony aromat. My nie będziemy epatować wymienianiem kolejnych kontekstów aromatu, bo popadniemy w pretensjonalność, jak pewien francuski degustator, który doszukał się podobno 62 aromatów w Chateau Lafite. My poprzestaliśmy na siedmiu motywach, ale nie nam się mierzyć z francuskimi degustatorami (w Polsce też podobno się już tacy pojawili). Szwagier doszedł do jedenastu…
Skosztowaliśmy pierwszego wina. Aromat doskonale wprowadził smak, jedna rzecz, która nas zdziwiła, to mineralność a w sumie wulkaniczność. Wyraźniej w smaku czuliśmy wanilię, ale także owocowość. Właściwa kwasowość dynamizowała wino. To dobre wino, ale mieliśmy pewne zastrzeżenie do niego. Czegoś w nim brakowało, ale trudno powiedzieć czego. Nie można w żaden sposób czegoś mu zarzucić, ponieważ było bardzo dobrze zrobione. Takie spostrzeżenie sformułowaliśmy już po skosztowaniu trzech win, ale to nie może dziwić. Pisaliśmy ostatnio relatywizmie…
Zajęliśmy się winem drugim. Tak, tym z żwawym aromatem, który zachęca wręcz do wzięcia sporego łyka. Tak uczyniliśmy właśnie. Pierwsze wrażenie, to gładkość. Drugie, to kłująca kwasowość, może nawet ciut za mocna. Trzecie, to duża dynamika i intensywność. Potem długość i owocowy finisz. Wspaniale się piło to wino. Ono naprawdę wciągało, czarowało. Było dojrzałe, odpowiednie do otwierania i raczenia się nim. Wydawało nam się, że nic nas lepszego nie może spotkać tego degustacyjnego wieczoru.
Skosztowaliśmy trzeciego wina, tego z dyskretnie skoncentrowanym aromatem i wieloma motywami. No cóż, wszystkie wrażenia aromatyczne eksplodowały, zostały adekwatnie wzmocnione w ustach. Mieliśmy wrażenie wprost piętrowego smaku, który skanalizował się krwistą, wiśniową końcówką. Ktoś nawet rzucił, że czuje krew byka.
Jak smakuje krew z byka, tego nie wiemy. Ale to wino może być humanitarnym substytutem corridy. Ono oferuje to, czego nie jest w stanie zaoferować nawet osławiony matador Manolete. Wyimaginowane, ale sensualne przeżycie dosłownie krwawej corridy jest wskazane w XXI wieku, wieku zwierząt, byków także. To wino ma szanse zmienić hiszpańską tradycję i stać się instand classic. Tak, to było wino 200 Monges Sellecion Especial 2005. To prawdziwie monumentalne wino. Fascynowała jego długość i zmieniające się układy smaków, jak w kalejdoskopie. Uznaliśmy zgodnie, że to wino powinno się pić wyłącznie solowo, bo niepodobna przerwać tej feerii smakowej nawet kęsem najlepszego steku.
Po wypiciu trzeciego wina zapadło milczenie. Szwagier zaserwował nam muzyczną oprawę i zabrzmiała The Magician Manuela de Falla, a zaraz potem My Spanish Heart Chick Corea. Milczeliśmy, słuchaliśmy muzyki, czując ciągle smak 200 Monges. Takie stany mogą się zdarzyć podczas buddyjskiej medytacji. Ona jest bezpłatna, ale medytacja degustatora sporo kosztuje; 200 Monges nie sprzedają w dyskontowych promocjach.
Wszyscy zebrani bezbłędnie wskazali najlepsze wino, nikt nie pomylił pozycji kieliszków. Oceny wina sprowadzały się do wskazania drugiego i trzeciego miejsca. Partalon czy Carravalseca? Były kontrowersje, ale jednak większość wskazała na Carravalseca. Ale to wina podobnej klasy. Najlepszym dowodem na to jest to, że byli tacy, którzy je pomylili w kieliszkach w ciemno. Krótko mówiąc: te dwa wina były właściwym suportem dla 200 Monges.
Gdzie można zakupić te wina? Primicia można kupić w Polsce. Kondrat sprzedaje wina tego producenta, ale co do cen, to nie jesteśmy ich pewni, ze względu na raczej wysokie marże. Nie znaleźliśmy tam Carravalseca reserva. W sklepie firmowym bodegi można kupić Carravalseca reserva za 24 euro. Partalon można kupić w www.viniteranio.pl za 111 zł. Nie znaleźliśmy tego wina w winesearcher, więc nie można porównać ceny, ale viniteranio stosuje dobre ceny, europejskie marże, więc można to wino tam właśnie kupić. 200 Monges także można kupić w viniteranio, ale teraz nie mają go w sprzedaży. Można je natychmiast kupić w znanym hiszpańskim sklepie http://www.gourmethunters.com/ za 192 zł z rocznika 2005.
1 Komentarz
sobota, 25 luty 2017

Tydzień temu piliśmy magiczne wina z Ribera del Deuro. Tym razem otworzyliśmy dwie butelki z Rioja i jedną z mniej znanego regionu Cigales. Tej degustacji nie organizował szwagier, chociaż w niej uczestniczył. To była na swój sposób bardzo ciekawa i ważna degustacja. Stanęły naprzeciwko siebie dwa znane tytuły z Rioja. Jednym z nich jest osławione Monte Real w wersji gran reserva z 2007 roku wykonane przez Bodegas Riojanas. Drugim jest Digma wyprodukowane w 2005 roku przez Castelo de Sajazarra. W tej degustacji chodziło o starcie tych dwóch win, chociaż militarne słowo starcie jest złe, chodzi bardziej o pokojowe zestawienie.

Otworzyliśmy także wino Vina Rufina, gran reserva z 1999 roku wyprodukowane w regionie Cigales przez Bodegas Santa Rufina. Kiedyś pijaliśmy wina tego producenta, po wielu latach postanowiliśmy sięgnąć po ostatnią butelkę emblematycznej serii Vina Rufina. Było trochę starsze od Riojas, ale wyprodukowano je ze 100% Tempranillo i z tego względu pasowało do zestawu. Postanowiliśmy stwierdzić, czy wprowadzi zamieszanie do pojedynku Riojas, a może nawet je jakoś pogodzi…

Kosztowaliśmy w półciemno, jak zwykle. Widzieliśmy jakie wina pijemy, ale nie wiedzieliśmy, w których są kieliszkach. To nasza ulubiona forma degustacji trzysesyjnej; dwie pierwsze sesje w półciemno i trzecia już w jasno. Podczas trzeciej sesji można dyskutować, spierać się; tym razem padło dużo słów.
Poziom emocji był dość wysoki i już podczas pierwszej sesji ktoś rzucił zdumiewające stwierdzenie, że w jednym z kieliszków jest wino, które mu przypomina … Pinot Noir. To odkrycie wydało nam się kompletnie niedorzeczne. Beczkowe wina hiszpańskie mogą coś mieć wspólnego z Pinot Noir? Bzdura. Ale kolejni uczestnicy zaczęli potwierdzać kolejno to samo skojarzenie. Tak, w jednym z kieliszków było wino, które jakoś nawiązywało do pinota.
Aromat porzeczek, wiśni jest częsty w pinotach. W tym aromacie czuliśmy także delikatną organiczność i lekką kamienność. To z kolei kojarzyło nam się z loarskim cabernetem franc. Już same te skojarzenia zapowiadały coś ciekawego. Smak wina był naturalną konsekwencją aromatu; było intensywne, ale szczupłe, finezyjne. To upodobniało go do chambertina. Zgrabnie zrobione, zbalansowane, długie z owocowym finiszem. Co to mogło być? Musieliśmy czekać do końca degustacji, gdy wszystko stało się jasne.
Drugie wino było skrajnie inne. Aromat wyraźnej beczki, wanilii i wszystkiego co towarzyszy dobrze wypalonej beczce, czyli aromaty empireumatyczne. Mądrze zabrzmiało? To proste, te aromaty łączą w sobie efekty wynikające z ognia. W smaku było także zaprzeczeniem poprzedniego wina. Gdy poprzednie koncentrowało się na oszczędnej finezji, to w tym przypadku mieliśmy szerokość, grubość, wysokość, ocierało się to o redundancje. Wino było bardzo dobre, ale autor lekką ręką ofiarował liczne wrażenia. Można byłoby obdzielić bukietem i rozmiarem z 3 butelki wina. Posiadało dużą ilość tanin, można je jeszcze trzymać kilka lat.
Trzeci kieliszek także nas zaskoczył. W aromacie czuliśmy wyraźny owoc, co upodobniało go do pierwszego wina, ale dodatkowo oferował słodycz. Tak można czuć w aromacie słodycz. Czuliśmy także beczkę, nie tak jak w winie drugim, ale efekty beczkowe były tym winom wspólne. W ustach było zgrabne i tutaj podobne do wina pierwszego, ale do drugiego upodobniało go wielość kontekstów, tych wynikających z wypalonej beczki. Dobrze się je piło. To wino stanęło jakby w środku pomiędzy drugim i pierwszym.
Degustatorzy podzielili się na 3 obozy. Zwolennicy oszczędnej finezji, wyrafinowania pinotów opowiedzieli się zdecydowanie za winem pierwszym. A był to Monte Real, ta sławna od 1964 marka. Po degustacji zapoznawaliśmy z różnymi opisami tego, niby były zbieżne, ale myśmy jednak coś innego wychwycili w tym interesującym winie.
Jaki wpływ na odbiór wina ma fakt, że pijemy je w zestawieniu? Czy pite wino bez zestawiania z innymi winami smakuje inaczej niż w zestawieniu? Zaczęliśmy sobie stawiać takie pytania. Nie sposób odpowiedzieć na te pytania bez odniesienia się do problemu relatywizmu. Tak, w naszą degustację wkradły się wątki filozoficzne. Wino pite osobno i jego ocena i to samo wino pite w zestawieniu z innymi winami, które intencjonalnie bądź przypadkowo dobieramy do degustacji.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że jakieś wino piejemy samodzielnie i nam smakuje, po czym zestawiamy je z winami zdecydowanie wyższej klasy Dzieje się wówczas coś dziwnego, wino które nam wcześniej smakowało wydaje się przeciętne, a nawet kiepskie. Tak się dzieję właśnie w wyniku zestawienia. Odwrotnie, to samo wino zestawione z gorszymi, niższej klasy zaczyna nam jeszcze bardziej smakować. A mamy do czynienia ciągle z tym samym winem. To działa jak jakieś czary.
Relatywizm opowiada się za kontekstem. Relatywiści twierdzą, że prawdę można odkryć wyłącznie w kontekście systemu, w którym istnieje oceniany byt. W naszej degustacji systemem były 3 butelki wina i każdy element, czyli butelka była oceniana w kontekście pozostałych dwóch butelek. Oceniliśmy Monte Real jako szczupłe i delikatne może dlatego, że piliśmy je w zestawieniu ze szczodrą, naładowaną Digma jako winem drugim?
Naszą percepcją można manipulować poprzez tworzenie intencjonalnych zestawień. To wiedzą absolutyści i dlatego tak mocno krytykują relatywizm. Podczas tej degustacji zrozumieliśmy, że jesteśmy zwolennikami relatywistycznej prawdy o winach, chociaż ona też ma swoje wady. Ktoś zaczął nawet się rozpędzać i mówić o relatywizmie moralnym, ale szybko go uciszyliśmy. Nasze degustację są wolne od ideologii i polityki.
Wszyscy, którzy lubią wina zdecydowane, mocne nie mieli wątpliwości i właśnie Digma wskazywali jako zwycięzcę degustacji. Ktoś nawet stwierdził, że Monte Real jest monotematyczne. Przesadził. Zabrzmiało to jak krytyka. Ten ktoś uczynił bezwiednie Digma odniesieniem, wzorcem. Miał do tego prawo, takie zabiegi dopuszcza relatywizm. Od razu pojawili się obrońcy Monte Real i opowiadali o tym, że najwspanialsze pinoty są podobne i też można im zarzucić monotematyczność, co jest po prostu niewłaściwym zarzutem. Taka jest uroda burgundzkich pinotów.
Te liczne konteksty w Digma wynikają przecież głównie z beczki i jej wypalania i są zabiegiem „doprawiania” wina. Rozgorzała wówczas dyskusja o beczkach, sposobach ich produkcji. Była mowa o czynniku ognia. Szwagier wygłosił syntetyczny wykład o fazach produkcji beczki i używaniu ognia do wyginania klepek z mokrego drewna dębu. Niektórzy się dziwili, inni nawet coś notowali. Ilość i pochodzenie ognia to zmienna, to podkreślił szwagier. Kolejna zmienna to wiek beczki. Jeżeli teraz uwzględnimy rodzaj dębu, to robi się układ macierzowy. W Digma nie żałowali francuskiej beczki, a te wypalali mocnym ogniem. To odłożyło się w Digma. Innych beczek użyli w tworzeniu Monte Real, podobnych do tych burgundzkich.
Niektórzy lubią kompromis i właśnie te osoby wskazały na wino trzecie. Zwolennicy kompromisu posiadają coś z oportunistów i konformistów. Tak powiedzieliby radykałowie, ale można docenić zwolenników Vina Rufina, to wino było naprawdę dobre. Co stwierdził szwagier? Otóż on nie szukał kompromisu, on go odnalazł; docenił wszystkie degustowane wina, w każdym znalazł coś szczególnego. Po jego oświadczeniu przybywało zwolenników doceniania każdego z pitych win bez konieczności szeregowania, przyznawania miejsc. Ta czynność jest oparta przecież o: wynoszenie i karcenie, nagradzanie i karanie, awansowanie i degradowanie. To niestety pokłosie źle rozumianego relatywizmu. To zbędna i przewrotna absolutyzacja relatywizmu. Wszędzie instalują się wirusy, w każdym systemie.
Istotą kompromisu jest solidarność, zgoda, sprawiedliwość; wyroki Salomona oparte były o kompromis. Obecnie kompromisy nie są modne, króluje dwuwartościowość bezwzględnego zwycięstwa albo porażki. I tak, poprzez swoje oświadczenie na temat degustowanych win szwagier zadał nam kolejną lekcję, dał nam do myślenia. Degustacje wina mogą być pouczające w szerszym wymiarze. Kontekście?
Gdzie kupić te wina? Digma, chyba najlepiej w Hiszpanii. Vino Rufina sprzedaje sklep firmowy producenta w Warszawie, cen nie znamy. Monte Real można kupić w http://viniteranio.pl/ za zaskakująco niską cenę 85 zł, to doskonała cena, sprawdziliśmy na winesearcher.
1 Komentarz
sobota, 18 luty 2017

Ten obraz namalował hiszpański malarz Jusepe de Ribera. Pijany Sylen. Tak, to zbieżność nazwiska malarza i regionu winiarskiego. Dosłowność może być przesadna, można rymować po częstochowsku. Tu Ribera i tu Ribera. Ale nie to nas jednak skłoniło do takich zestawień. Kto może uwierzyć, niech uwierzy i czyta dalej.
Już wiadomo, że piliśmy wina z Ribera del Duero. Otworzyliśmy 4 butelki. Trzech poważnych producentów. Emilio Moro. Lopez Cristobal. Comenge. Będą reprezentowani przez swoje główne wina klasy reserva. Otworzyliśmy też dodatkowo butelkę od Moro klasy crianza. Razem 4 flaszki. Dużo obiecywaliśmy sobie po tej degustacji.
Sylen to kamrat Bachusa, służył czasami za posłańca, ale głównie za współbiesiadnika. Przedstawiano go jako tłustego mężczyznę o trochę animalnych cechach. Ten na obrazie Ribery jest trochę obleśny, sprośny, zwalisty, widać wyraźną nadwagę. Ale jest też trochę rubensowski. Malarstwo baroku charakteryzuje się przerysowaniem, hieratyczną symboliką.
Uspakajamy czytelników nie będziemy porównywać degustowanych win do postaci na obrazie Ribera. Byłoby to banalne i wyjątkowo schematyczne. Nam wino kojarzy się z … winem. Na obrazie widzimy 4 postacie wyraźnie, dwie gdzieś majaczą w rogu, no i postać ryczącego osła. To oczywista metafora. Osioł kpi z pijanego sylena, który nie dość, że się schlał, to jeszcze się obnażył. Na szczęście zasłonił przyrodzenie liściem winorośli.
Zastanawialiśmy się długo czy włączyć butelkę Moro, tej klasy crianza, ale sprawę przesądził szwagier, który zachwycił się onegdaj tym winem i chciał go koniecznie skosztować w tym pancernym zestawieniu. Chyba wierzył, że ono jakoś się utrzyma i nie będzie odstawać. To stało się jednym z ważnych zagadnień degustacji, ale nie jedynym.
Emilio Moro to bardzo znany producent, zaliczany do czołówki apelacji. Ale reserva ambitnego Cristobala była powszechnie chwalona, nagradzana. Dlatego i to wino było faworytem. Często jednak bywa, że gdzie dwóch się bije o prymat, to wygrać może trzeci – reserva Comenge; w końcu to wyrób znanej rodziny winiarskiej w całej Hiszpanii. A może żadne z reservas nie będzie wyraźnie lepsze, a wszystkie 3 zaproponują unikalne podejście? Na to liczył szwagier.
My, jako mniej doświadczeni degustatorzy, oczekiwaliśmy rywalizacji i na końcu wyłonienia zwycięzcy. To w sumie takie banalne, plebejskie oczekiwanie, że ktoś musi zwyciężyć. No cóż, trochę ta degustacja kojarzyła nam się z pojedynkiem gladiatorów, a może trochę z corridą. Tam też czasami wygrywa byk.
Gdy szwagier wyszedł na chwilę za potrzebą, obstawialiśmy zwycięzcę, ktoś nawet zaproponował zakłady pieniężne. Nie doszło do tego, nie tylko z tego powodu, że szwagier nie dopuściłby do profanacji i uczynienia z poważnej degustacji prymitywnych igrzysk. W bukmacherce potrzebne są także przeciwstawne zakłady, a tutaj większość zebranych chciała postawić na Malleolus Emilio Moro. Czuliśmy, że szwagier ma wątpliwości i z nabożnym zainteresowaniem ogląda butelkę Cristobala. Chyba coś sugerował mu Don Alberto…
Dlaczego Ribera postanowił namalować scenkę rodzajową z pijanym sylenem? Czy był moralistą, który przestrzega przed zgubnymi skutkami nadużywania alkoholu? Chociaż na obrazie nie widać niczego zgubnego. Wręcz przeciwnie, widać zadowolonego sylena w pijackim afekcie. Może ten obraz jest przewrotny i właśnie sugeruje, że jeżeli ktoś zdecyduje się na nadużywanie alkoholu, to powinien to czynić wyłącznie winem, bo ono indukuje radość?
Rosjanie pijąc wódkę nie radują się tak, upijają się w formacie heroicznym. Może to dotyczy nie tylko Rosjan, ale Słowian, w tym Polaków także. Temu heroizmowi towarzyszy często jałowy rozmach i tromtadracja. Nawet słynny toast strzemienny ma jakichś straceńczy wymiar, bo jeździec przed wejściem na konia musi jeszcze wypić i dopić się. Jazda pod wpływem alkoholu jest głęboko zakorzeniona w tradycji chłopsko-szlacheckiej Europy międzymorza…
My do nadużywania alkoholu nie zachęcamy, ale jeżeli już się ma to zdarzyć to dobrze jest wówczas pić wino z Ribera del Duero. Tempranillo z tego regionu ma zaczarowany smak. Jest bardziej krwiste niż krew, bardziej intensywne niż gdzieindziej. Potrafi determinować, a nie podporządkowywać się. Cechy indukcyjno-generujące to ważne atrybuty wina z Ribera del Duero.
Rozpoczęliśmy degustację. Badaliśmy aromaty. Zaskoczyły nas swoją intensywnością, ale i krągłością, pełnością. Czuliśmy dziwne uczucie kompletności i adekwatności. No może w jednym z kieliszków czegoś brakowało, owszem była przyjemna owocowość, ale aromat nie miał takiego charakteru jak w trzech pozostałych. Ktoś nawet powiedział, to jest crianza od Moro. Tak wskazywała nam logika.
Jedna z postaci na obrazie Ribery ma dziecięcą twarz, w takiej postaci przedstawiano czasem Bachusa. Zwraca uwagę szyderczy uśmiech, jakichś piekielny. Ten grymas współgra z twarzą dorosłego satyra, a jej wygląd jest iście piekielny, dantejski. To coś wyjaśnia, ale także może wprowadzić w błąd. Ten niby Bachus ma spiczaste ucho, a to ewidentnie świadczy, że jest to tylko młody satyr, faun. Gdyby Bachus szydził z sylena, to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Świadczyłoby to o tym, że bóg ofiaruje wino sylenowi z premedytacją, na jego zgubę. Gdy szydzi przygłupawy faun, to coś innego. Bóg Bachus nie może być mściwy, podstępny. Można zatem czasami nadużyć wina. Taką to grę prowadzi z widzem malarz Ribera.
Napiliśmy się pierwszego wina. Dużo spodziewaliśmy się po jego smaku. Aromaty podniosły znacznie poprzeczkę naszych oczekiwań. W aromacie czuliśmy dużą intensywność, wspaniały owoc, ogrodowych owoców: wiśni, porzeczki i żurawiny, może nawet kwiatów. Przy tym lekkie konteksty tytoniu. Ważnym, a przy tym zaskakującym elementem aromatu było wrażenie krwistości. Smak zwielokrotnił wszystko to co czuliśmy w aromacie. Krwista intensywność wybijała główny puls wina, tworzyła jego nerw. Przy tym wszystkim czuliśmy duży balans, długość z figlarną, karmelową końcówką. Po degustacji okazało się, że to Don Miguel Comenge, reserva 2011. Trzeba dodać, że beczka w tym winie jest użyta po mistrzowsku; jest obecna dyskretnie poprzez kakaowo-tytoniowe niuanse.
Malarz Jose Ribera dość ryzykownie operuje światłem i cieniem. Wielu detali nie widać i trzeba ich się domyślać. Twarze są natomiast wyraźnie, zastygłe w ulotnym geście. Leżący sylen świeci. Używanie światła, światłocieni dynamizuje obraz, widzimy to u Ribera. Dobrze zdefiniowana kwasowość w winie ma podobną rolę do światła w użytego przez malarza. Nie powinna być rozległa, a kłująca punktowo, z wyczuciem. Kwasowość wszystkich degustowanych win była urzekająca. Tak, o kwasowości pitych win można napisać osobny tekst.
Wąchaliśmy drugie wino, to że wyczuliśmy leśny owoc, czereśnie, śliwkę, lekką wanilię, to mało zaskakuje, ale znaleźliśmy niuans kokosu, to warto odnotować. Skąd kokosowy aromat w czerwonym winie? Takie rzeczy może zdziałać dobrze użyta beczka, no i … zdeterminowany przypadek (to nie sprzeczność w produkcji wina). Nie wszystko w winie można zaplanować, ale można wywołać, jak ducha podczas seansu spirytystycznego. To wino jakoś nawiązywało do poprzedniego Comenge poprzez wrażenie krwistości. To naprawdę wspaniałe wrażenie. Krwistość, która jest jednocześnie soczystością; inspirujący dualizm. Czuliśmy w winie intensywną soczystość o smaku krwi tętniczej. To wszystko można było pogodzić z gładkością, harmonijną elegancją. Długość wina była już tylko naturalną konsekwencją tak zdefiniowanego wina przez winiarza plus czynnik metafizyczny. Tak, to był Lopez Cristobal, reserva 2010. Osławione wino wieloma nagrodami.
Degustatorzy w milczeniu pili wino, coś szeptali pod nosem. Szwagier zadbał o muzyczną oprawę i słuchaliśmy El Amor brujo Manuela de Falla. Ktoś ciągle, kompulsywnie pytał: dlaczego ten pijany sylen z obrazu ma nakrycie głowy? No, jest to dziwne, a nawet idiotyczne, aby pić wino na umór, rozebrać się do naga i założyć coś na głowę, jakichś kaszkiet z nausznikami. Ribera chciał chyba skarykaturyzować tego nieszczęsnego, pijanego sylena. Czy można kpić z pijaków? Nam także kręciło się już w głowie, nie tyle od alkoholu, co od wrażeń.
Trzecie wino zaskoczyło nas także. Aromat miało inny niż dwa wcześniejsze, był masywny, ciężki. Owoce leśnie, ich cały pasjans, ale z dodatkiem ciemnych, dzikich czereśni. Wyczuliśmy także kontekst grillowanego mięsa, który wyraźnie zarejestrowaliśmy w smaku, nie od razu, ale po kilkunastu sekundach. Nie często zdarza się taki smak. To znowu czarodziejski wpływ beczki na wino. Czuliśmy także znaczną intensywność, taniczność. Można, nawet należy, to wino jeszcze trzymać, bo w lutym 2017 jest jeszcze za młode do picia. Długość zmieniającego się smaku wina była znaczna, z czekoladowym finiszem. Malleolus 2011 Emilio Moro to wspaniałe wino; miało coś wspólnego z wyrobem Cristobal…
Czwarte wino było dobre, ale jednak nie mogło się równać z poprzednimi, było z innej wagi, z innej ligi. Emilio Moro 2013, odpowiednik crianza. Technicznie dobrze zrobione wino, owocowe, nieźle się je pije. Ale niestety w zestawieniu z poprzednimi winami nie miało szans. Koncepcją nawiązywało do Comenge, chciało być podobnie soczyste, rześkie i owocowe. Prawie się udało, ale owo prawie robiło wyczuwalną różnicę. Mimo to polecamy je szczerze.
Jest coś na obrazie Ribiery co przykuwa uwagę. Tak na pierwszy rzut oka. To twarz rogatego satyra ze spiczastym uchem. Taką twarz powinien mieć faustowski diabeł, Lucyfer. Sprowadza sylena, podobnie jak Fausta, na złą drogę pijaństwa. Nalewa mu z koziego worka kolejny kielich wina. Coś mu pewnie obiecuje; może tylko wyborny smak kolejnego kielicha. Na przykład, niesamowite połączenie aromatów i smaków win Moro, Comenge i Cristobala? W takiej sytuacji rozumiemy sylena, że ulega namowie i pije dalej. Kto by się oparł?
Ciekawą sprawą jest, że w malarstwie podobnie przedstawiono satyrów, faunów i średniowiecznych diabłów. Dlaczego? Czyżby pijaństwo i biesiada miały infernalną proweniencję? Barokowi malarze byli moralistami, szczególnie w katolickiej Hiszpanii, stolicy inkwizycji. Bachanalia można porównać do sabatu czarownic i diabłów. Zerknijmy na Bachanalia Picassa. Przedsoborowe podejście miewa jednak nawroty…
Spodziewaliśmy się wspaniałych win, ale ich jakość mimo wszystko nas zaskoczyła. To rzadko nam się zdarza. Mieć wysokie oczekiwania i zostać jeszcze zaskoczonym, to rzecz precedensowa. Szwagier potwierdził także wysoką ocenę wszystkich win, coś wspomniał o zaskoczeniu. Ale szwagier mało mówi, gdy pije wspaniałe wina, taką ma manierę.
Zwycięskiego wina degustacji nie można było wytypować. Jedni wskazywali na wyrób Moro, inni na reserva Cristobala. Pojawili się także zwolennicy dynamiki i soczystości wina od Comenge. Trzeba także zauważyć, że Moro było ciut za młode i tutaj może być jego handicap. Co by się stało, gdyby było dojrzałe? Nie będziemy gdybać. Wszystkie wina (oprócz crianza Moro) były w zasadzie na równym poziomie. Uznaliśmy zgodnie, że nie będziemy wskazywać zwycięzcy. Niech taka ocena idzie w świat!
Szwagier oświadczył, że ma jeszcze dwie butelki Malleolus. Otworzymy jedną w 2020. Ale reservas Cristobala i Comenge zakupimy i otworzymy jeszcze w tym roku. One nadają się do picia już teraz. Modernistyczne podejście ma jednak zalety, nie trzeba zbyt długo czekać, aby się raczyć optymalnym smakiem. Wino Emilio Moro nawiązuje z lekka do tradycji.
Wina wytwórni Lopez Cristobal i Comenge można zakupić w dobrych cenach w sklepie http://viniteranio.pl/. Jest kłopot z winami Emilio Moro, ponieważ ktoś je w Polsce sprzedaje, ale proponuje ceny znacznie wygórowane. Trzeba wino Emilio Moro kupić w Hiszpanii; niemiecki sklep http://www.gute-weine.de/ sprzedaje Moro w rozsądnych cenach, 30% taniej niż oferenci w Polsce. Szwagier ma się zwrócić także z prośbą do właścicieli viniteranio, aby rozpoczęli import i sprzedaż win Moro w Polsce, gdy zastosują swoją politykę cenową, to nie będą mieli konkurencji. My co roku będziemy kupować do degustacji w jednym miejscu kolejne roczniki reservas Moro, Comenge i Cristobala.
Jeszcze jedno, po tej degustacji postanowiliśmy wystrzegać się nadużywania alkoholu z włączeniami, gdy będziemy mieli okazje pić wspaniałe wina, szczególnie hiszpańskie Tempranillo. Zgodnie postanowiliśmy unikać i zwalczać nadwagę. Będziemy obnażać się wyłącznie przy wchodzeniu pod prysznic. Będziemy także wystrzegać się picia z przypadkowymi osobnikami, szczególnie takimi, którzy wino polewają z kozich worków.
1 Komentarz
sobota, 11 luty 2017

Poprzednio prezentowaliśmy ciężkie dzieła hiszpańskich tytanów malarstwa. Tym razem intrygujący obraz mniej znanego hiszpańskiego surrealisty Joan’a Miro. Karnawał Arlekina. Jaki związek ma wino z surrealizmem? Napiszemy o tym związku…
Szwagier kolejny raz nas zaskoczył. Zorganizował szybką degustację, ale to było zaskakujące, bo szybkie degustacje już się zdarzały. Zapowiedział, że będziemy pić coś ciekawego. Ktoś nawet zażartował, że może skosztujemy wreszcie malbeka z Kazachstanu, albo sangiovese z południowej Mongolii. To oczywiście tylko żart. Spodziewaliśmy się wina hiszpańskiego, ponieważ szwagrem zawładnęło winiarstwo hiszpańskie i inspiracje pompowane do jego świadomości przez Don Alberto, jego tajemniczego znajomego.
Skąd kupować Sauvignon blanc? Nie chodzi nam o sklepy, tylko tak ogólnie region winiarski. Prześledźmy tok rozumowania, powiedzmy że tok mający znamiona poprawnego. Każdy sympatyk SB wie, że Dolina Loary jest jego europejską stolicą. Owszem możemy go spotkać w północnych Włoszech, Górnej Adydze, Trydencie, Friuly. Sadzony często jest w Bordeaux. Wzrasta powierzchnia upraw w Austrii i Niemczech. SB uprawia się także w Hiszpanii, nie tak dużo, ale ten szczep jest tam obecny.
Uważni czytelnicy już domyślają się co ma wspólnego obraz Miro z Sauvignon Blanc. W gruncie rzeczy nic nie ma wspólnego oprócz lekkości, świeżości, rześkości.
Generalnie, ten szczep preferuje umiarkowaną temperaturę, lepiej się udaje w klimacie względnie chłodniejszym. Owszem, to takie uogólnienie, które nie uwzględnia wyjątków. Dodatkowo zauważyliśmy, że tanie SB mają istotną cechę, której nie tolerujemy. Otóż, czuć już w aromacie zielony liść, winorośli, a raczej agrestu i czarnej porzeczki, który jest taką manierą, chyba niezamierzoną jednak. Nieprawionego degustatora może zaintrygować nawet, ale dla nas jest to znak prostego, taniego SB. Napiszemy wprost, ten aromat i smak dyskwalifikuje SB w naszych oczach. To emblemat kiepskiego SB. Mocne stwierdzenie. Piszemy wprost i bez ogródek.
Od SB oczekujemy lekkości, dziecięcej delikatności. Obraz Miro przypomina dziecięce impresje malarskie, ale tylko tak na pierwszy rzut oka. Gdy się przyjrzymy kształtom, barwom, to zobaczymy wyższy zamysł. Lekkie SB także mogą być wyrafinowane, w najlepszych realizacjach są wspaniałe, właśnie jak Karnawał Arlekina Miro.
Stojąc w doskonale zaopatrzonym sklepie mając powiedzmy 100zł na zakup jednej butelki wina, to powinniśmy zakupić dobre Sancerre, albo Pouilly Fume. Nie będziemy wskazywać konkretnych producentów, ale to byłby optymalny zakup. Moglibyśmy kontynuować tę zabawę i wymyślać kolejne regiony i marki. Jaką kolejność w tych wyborach zająłby Sauvignon Blanc z regionu La Mancha?
Kiedyś, jakieś 10 lat temu, do naszego miasta, Polski powiatowej, zajechał producent wina z La Mancha, posiadacz ponad 500 hektarów winnic, podobno w La Mancha to średniej wielkości winnica. Ów sympatyczny winiarz zaprezentował szereg realizacji. Koncentrowaliśmy się głównie na czerwonych winach, były owszem niezłe, dobrze zbudowane, z potencjałem gastronomicznym, codzienne, ale te flagowe były zajmujące.
Skosztowaliśmy także SB. Producent zapowiedział go bardzo uroczyście, sugerował, że to ewenement, eksperyment jego winnicy, która głównie produkuje wina czerwone. Skosztowaliśmy tego wina, zapamiętaliśmy wrażenie. Owszem, smak miało nawet przyzwoity, ale jedna rzecz była zdumiewająca. 14% alkoholu w SB to rzecz niebywała. Czuliśmy wyraźnie ten alkohol, kompletnie nie pasował do tego wina, psuł je i ostatecznie skarykaturyzował. Rozmawialiśmy o tym z winiarzem i on tłumaczył, że w La Mancha jest ciepło, grona posiadają dużo cukru i fermentacja prowadzona generuje taki właśnie poziom alkoholu.
Takie mieliśmy doświadczenia z SB z La Mancha. Mówiąc wprost, mieliśmy złe doświadczenia. Od tego czasu, mając wybór, unikaliśmy kupowania SB, a nawet win białych z regionów ciepłych, gorących, takich właśnie jak La Mancha. Sformułowaliśmy tezy, uogólnienia, przekonania. Taką genezę mają stereotypy. Coś jest w nich z prawdy, ale w gruncie rzeczy prawda jest mocno zmutowana i przestaje być prawdą. Obecnie mówi się o postprawdzie.
To wszystko runęło tego dnia, gdy szwagier zaserwował 3 butelki Sauvignon Blanc z regionu La Mancha. Mało tego, każda z tych butelek oscylowała wokół 20 zł (18, 18, 24). Byliśmy pewni, że zaliczymy już w aromacie wspomniany wcześniej, niesforny liść porzeczki. Sprawdziliśmy ilość alkoholu i tutaj pojawił się element pozytywny, czyli poziom 12%, ale jedno posiadało 13,5%. Niczego dobrego nie spodziewaliśmy się po tych winach.
Szwagier nalewał i milczał. On już chyba wiedział, to czego my nie wiedzieliśmy jeszcze…
Pierwsza butelka, cena zakupu 18 zł. Seria win pod nazwą Canforrales Blanco Ecológico. Producent: Bodegas Campos Reales. Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale dawno nie degustowaliśmy tak taniego wina, owszem zdarzało nam się gdzieś, na tarasie, podczas oglądania LM, chlapnąć tak tanie wino, ale aby degustować uroczyście, robić sprawę z takiej degustacji? Ufaliśmy jednak szwagrowi.
Do tego SB dodano Viognier. W sumie dość przewrotnie. Aromat nas zaintrygował świeżością z kontekstami kwiatów i cytryny. To dobre połączenie tworzące z upalnym letnim popołudniem. Smak wszystko potwierdził i uzupełnił. Dodatkowo czuliśmy intensywność, ale przy tym harmonię i balans. To wszystko za 18,5zł. Zaskakujące. Czy to możliwe, że to wino wyprodukowano w La Mancha? Czy to możliwe, że sprzedawane jest w takich cenach?
Obraz Miro ma charakter kontemplacyjny, ponieważ można zastanawiać się nad poszczególnymi obiektami i wreszcie dojść do wniosku, że należą one do arsenału gadżetów z dziecięcego świata. One wszystkie indukują wspomnienia z dzieciństwa w wersji de luxe, czyli: świątecznej, choinkowej, prezentowej. Nam przypomniały się wszystkie SB jakie piliśmy w naszym nie krótkim życiu. Nie mogliśmy odnaleźć w naszej pamięci wspomnienia takiego SB, które kosztowało 18,5zł.
Drugie wino było kupażem SB i Airen. Wyprodukowane przez tego samego producenta, który wytworzył poprzednie zdumiewające wino. Aromat był inny, mniej wyrazisty, nie robił już takiego wrażenia jak poprzedni. Wyczuliśmy trawę, zielone jabłka. W ustach czuliśmy pewną soczystość, ale już mniejszą niż w poprzednim. To poprawne wino, ale nie posiadało takiego błysku jak poprzednie. Czegoś brakowało. Z pewnością jednak jest warte 18,5zł. Każdy kolejny łyk wydawał się jednak lepszy… Na obrazie Karnawał Arlekina nie znaleźliśmy pierwszego roweru i hulajnogi…
Skosztowaliśmy wreszcie czystego SB z 2014 roku. Castillo de Argum, to jego nazwa, a także nazwa producenta. Warto zwrócić uwagę na wspaniałą butelkę z grubego szkła w kroju burgundzkim. Aromat zupełnie inny niż poprzednie, był złożony, cielisty. Czuliśmy cytrusy z dominującą nutą melona. Dodatkowo konteksty organiczne. Co dziwnego, to wino przypominało i w aromacie i w smaku Chardonnay. W ustach było mięsiste, ale czyliśmy wyraźny kwasek. Intensywne, długie. Ktoś nawet rzucił, że to nowoświatowy styl, nowozelandzkiego SB. Może tak jest. Ale to bardzo dobre wino.
Wszystkie 3 wina były zajmujące, ale i zaskakujące. Dotąd wydawało nam się, że tani SB nie może tak smakować, a już na pewno z upalnego regionu. Dodatkowo ceny tego wina było nie tylko niskie alby jakby nawet niedoszacowane, co może być zasługą tyleż producenta, co importera. Producent sprzedaje w niskich cenach, a importer nie stosuje przyjętej przez większość polskich importerów kalkulacji wysokich cen. Przedstawiane wina są dostępne w www.viniteranio.pl.
Nie trudno kupić bardzo dobre wino, Sauvignon Blanc, za 100, 200 zł, ale prawdziwe trudno jest zakupić dobre wino za 18,5 zł. Warto zastanowić się nad tym banałem. Takie wino jest prawdziwym odkryciem. Ten tekst właśnie dotyczy uświadamiania, odkrywania – nieznanego wina i mało znanego obrazu mniej znanego hiszpańskiego malarza Joan’a Miro.
Karnawał Arlekina Miro ma coś wspólnego z Bachanaliami Picassa. Przyjrzyjmy się uważnie. Dynamika dziecięcego świata rozczula. Wizja pijackiej orgii dekonspiruje wstydliwe pragnienia. W upalny, letni wieczór miło jest wspominać przedmioty dzieciństwa i popijać mocno schłodzonego Sauvignon Blanc, wyprodukowanego na przykład z La Mancha…
Komentarzy: 2